Zastanawiam się, jak to jest...
Każdego roku czekam na święta. Na ten magiczny czas. Na wybieranie i ubieranie choinki, pieczenie pierników, przygotowywanie smakołyków, rozmowy rodzinne, no i owszem - prezenty ;)
Każdego roku solennie obiecuję sobie, że zrobię tylko troszeczkę, tyci tyci, mniej niż w zeszłym roku. A potem wychodzi, jak zawsze, czyli - gdzie to przechować, kiedy to zjeść, o matko nie mam miejsca w lodówce ;)
I przychodzi ten magiczny czas.
I pstryk! mija.
Po świętach.
Dziwnie. To już? Skończone?
Jak to? Kiedy?
I znów zaczynamy odliczanie ;)
Zdecydowanie wolę zapamiętać to, co chyli się ku zapomnieniu. A to, co wryło się w moją pamięć, niech pochłonie kurz codzienności. Ubieram w słowa obnażone uczucia, wydobyte z bezkresnej przestrzeni ludzkich emocji na synapsach.
czwartek, 28 grudnia 2017
niedziela, 17 grudnia 2017
Grudniowy spacer
Codzienność.
Nie codzienna.
Zwyczajność.
Nie zwyczajna.
Powiedz Bogu o swoich planach, to ... opowiesz Mu najlepszy kawał życia ;)
Yeap! Powiedziałam. I chyba śmiał się długo ;)
I zrobił po Swojemu.
Ostatni ROK przyniósł wiele zmian.
Pozamykał niedomknięte rozdziały.
Nauczył cierpliwości.
Pozwolił na wybaczanie.
Przewrócił moje życie do góry nogami.
I dobrze mi z tym.
Mam Małża wydobytego spod ziemi, poziom -900 m. Ze Śląska :)
Mam TRZY Smoki plus Mały ŁOŚ. Czyli dzieci czwórka.
Mam miłość tak prostą, jak ciepły chleb codzienności posmarowany masłem dobrego słowa i troski.
Mam łzy ze śmiechu, zamiast śmiechu przez łzy.
Mam samotność we dwoje, gdy w końcu w domu zapadnie cisza, bo wszystkie "potwory" śpią.
Mam milczenie, które nie jest ciężarem, bo głowę mogę oprzeć na Małża ramieniu. I zrozumienie bez słów.
Mam mało miejsca w łóżku w weekend rano, bo rodzinne poranki z roześmianą ferajną dzieci są najlepsze.
Mam okruchy na podłodze, bo śniadanie robi mi DWÓCH facetów. Małż i Syn.
Mam marzenia, które mogą się spełnić, bo Ktoś posklejał moje połamane skrzydła.
Mam dwie dłonie, które pomagają wstać, gdy się potknę.
Mam Rodzinę.
Mam wiarę.
Mam nadzieję.
Mam miłość.
Żyję.
Nie codzienna.
Zwyczajność.
Nie zwyczajna.
Powiedz Bogu o swoich planach, to ... opowiesz Mu najlepszy kawał życia ;)
Yeap! Powiedziałam. I chyba śmiał się długo ;)
I zrobił po Swojemu.
Ostatni ROK przyniósł wiele zmian.
Pozamykał niedomknięte rozdziały.
Nauczył cierpliwości.
Pozwolił na wybaczanie.
Przewrócił moje życie do góry nogami.
Mam Małża wydobytego spod ziemi, poziom -900 m. Ze Śląska :)
Mam TRZY Smoki plus Mały ŁOŚ. Czyli dzieci czwórka.
Mam miłość tak prostą, jak ciepły chleb codzienności posmarowany masłem dobrego słowa i troski.
Mam łzy ze śmiechu, zamiast śmiechu przez łzy.
Mam samotność we dwoje, gdy w końcu w domu zapadnie cisza, bo wszystkie "potwory" śpią.
Mam milczenie, które nie jest ciężarem, bo głowę mogę oprzeć na Małża ramieniu. I zrozumienie bez słów.
Mam mało miejsca w łóżku w weekend rano, bo rodzinne poranki z roześmianą ferajną dzieci są najlepsze.
Mam okruchy na podłodze, bo śniadanie robi mi DWÓCH facetów. Małż i Syn.
Mam marzenia, które mogą się spełnić, bo Ktoś posklejał moje połamane skrzydła.
Mam dwie dłonie, które pomagają wstać, gdy się potknę.
Mam Rodzinę.
Mam wiarę.
Mam nadzieję.
Mam miłość.
Żyję.
Subskrybuj:
Posty (Atom)