piątek, 24 stycznia 2014

Po co ortografia?

Wizyta u fryzjera.
Młody Smok siedzi na krześle i dyskutuje z panią fryzjerką (taka Starsza Pani, widać, że ma wnuki i bardzo dobre podejście do dzieci).
- Bo wie pani, ja tego zupełnie nie rozumiem, po co oni każą nam w szkole uczyć się tych rz, zet z kropką, ha i ce-ha, o z kreską i to u bez kreski? PRZECIEŻ JAK MÓWIMY, TO NIE WIDAĆ, JAK TO SIE PISZE!
- No wiesz, jak mówisz, to nie widać, ale jak napiszesz, to już widać. I błędy ortograficzne brzydko wyglądają.
Chwila zadumania, zastanowienia. Smok przeżuwa usłyszaną informację, i ciut nie w smak mu, że będzie jednak musiał regułki ortograficzne poznawać. Nagle błysk w oku!!
- Ale w komputerze jest taki program, co sam poprawia! Nie, nie rozumiem tego. Takie męczenie dzieci w szkole...

:) MISTRZUNIO! :)





czwartek, 23 stycznia 2014

SMoki

Ktoś mnie ostatnio zapytał, skąd się wzięły "SMoki" ;)
W sensie - dlaczego tak moje "dziecka" nazywam.

Tia, no więc... w sumie... to było tak... na pewno... nooooo, chyba...
NIE PAMIĘTAM.

Młoda uwielbiała smoczki, dość trudno było ją odzwyczaić, pamiętam, że ułożyłam wtedy bajkę o SMoku, którego bolą zęby i odpadają skrzydła, jak ssie smoczka.

Młody od pierwszych dni płodowych uwidocznionych na ekranie USG został nazwany przeze mnie czule GADEM. A SMoki to wszak gady (nieprawdaż?).

A Najmniejsze Smoczątko znalazło sobie najlepszego przyjaciela - Smoka. I oboje cudownie szczerzą ząbki.

A żem mama SMoków, to i Smoczą Mamą mnie zowią.
Ot i cała historia.




















*Smok zielony został wykonany przez AGATOWNIK :)  
Smok Malwinka to ... moje dzieło :D

środa, 22 stycznia 2014

Przełom "roków"




















PRAGA.
Tak wyglądały nasze Smocze Święta Bożego Narodzenia 2013 :)
Zakochaliśmy się po czubki uszu i zmarznięte nosy.

(No może z wyjątkiem Młodego Smoka, który kwitował propozycje wycieczki na starówkę:
- Ile można te starocie podziwiać? Ziiiimnooo jest. )


Wspomnienia i wrażenia były (i są!) bezcenne.
Miasto z uliczkami, w których przemykają duchy historii. Słychać języki z całego świata...
Największy tłok był w Nowy Rok :) A liczyliśmy na to, że turyści skacowani po hucznym Sylwestrze będą odpoczywać ;)


Przy okazji ... miała miejsce edukacja młodego pokolenia Smoków ;) Szczególnie tego płci męskiej ( a ja smakuje? a jak sie człowiek po nim czuje? a ile można wypić? a dlaczego jest zielony? A lody mogę zjeść?)


Mieliśmy takie zawody/zgadywanki - odnaleźć most Karola :) Sprawne oczęta Smoków potrafiły wypatrzeć w każdym możliwym punkcie widokowym.
- Mamuś, tych kopuł na kościele szukaj! - zdradził swój sekret Młody.


Katedra... Z zewnątrz przytłacza. Wielkością, nadmiarem detali, rzeźbień, zaułków, strzelistych elementów. Ból głowy. A wewnątrz... lekkość i przestrzeń. Wciąż nie mogę się nadziwić kunsztowi architektów TAMTYCH czasów. Gdy uświadomiłam dzieciom, że kiedy budowali ten kościół, nie było dźwigów, maszyn do cięcia kamienia, że to wszystko robiono ręcznie - rozdziawione buzie były dowodem zachwytu :)


Witraże. Biblia dla niepiśmiennych. I cudowne świadectwo kunsztu ludzkich rąk.


I najlepszy pachnący, chrupiący, prosto z "rożna" trdelnik (tradycyjne ciasto wypiekane na takim drewnianym wałku) z cynamonem, jaki jedliśmy w Pradze :) Do tego gorrąca herbata!


Złota Uliczka o zmroku. Dzieci "na barana" mogą zaglądać w okienka na górnych piętrach :) Człowiek spacerując czuje się, jak ... wielkolud w bajce.


I na pożegnanie - most Karola o zmroku. Tętniący pod stopami tysięcy turystów. Tam dopiero kotłują się wieki wspomnień i ludzkich historii...

Do następnego razu, Prago!