wtorek, 30 kwietnia 2013

Pomocy! Help! Hilfe!

Nietypowy wpis. Bo i sprawa nietypowa. Nie dotyczy mnie. To prośba pewnej Rodziny.

O tak, to wołanie o pomoc.
Dla małego serduszka.

Idzie majówka, srutu-tutu, pęczek drutu, więc i chwila na przeczytanie, porozmawianie z własnym sercem (i kontem/portfelem) się znajdzie.

Im się więcej "ludziów", jak mawiał mój Mały Smok zbierze - tym większa nadzieja, że cud się stanie.
Bo cuda się zdarzają! Dzięki ludziom, którzy nie zostają obojętni na rozpacz, strach i smutek innych.

Pomóżcie! Niech to maleńkie serduszko bije jak najdłużej!

http://www.siepomaga.pl/f/sercedziecka/c/805


***********************
Niestety Oliwka nie doczekała operacji.
Zasnęła w ramionach Swojej Mamy i teraz biega w Niebie [*]
Rodzice Oliwki wsparli zebraną kwotą na operację Oliwki inne chore dzieci czekające na operację.
Pamięć o Malutkiej Dzielnej Kruszynie bije teraz w Innych serduszkach.

Równouprawnienie?

Raz wywołałam dyskusję na moim "wallu na fejsie". Taki temat - religia została stworzona, by facetom było wygodniej na ziemi. Poszły konie po betonie. Wysypało komentarzy, ciut złośliwych/kąśliwych w wydaniu rodu męskiego (dziabnęłam ego?), bardziej emocjonalnych i wyważonych ze strony żeńskiej społeczności.

I wszystko byłoby cacy, mchem setek postów zarósłby ten mój wpis, gdyby nie dyskusja.
Na temat macierzyństwa. A dokładniej przysłowiowych "wpadek".
Dowiedziałam się, że PEŁNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ za wpadkę/dziecko spada na.... KOBIETĘ.
Tak, dokładnie. Ni mniej, ni więcej. Wypowiedziane spokojnie, pewnie.. przez faceta, żeby nie było wątpliwości.

Z racji wieku - emocje powoli mi opadają.
Zdążyłam się oswoić z gatunkiem ludzkiej mądrości/głupoty, roztrzepania/skupienia, mądrości ludowych, opinii/osądów, komentarzy itepe i itede.
Ale TEN tekst wzburzył mą krew i zagotowałam się niczym hormonalny tygiel nastolatka.

Ciekawa jestem, kiedy nastanie czas, że za zbrodnie i przestępstwa popełniane na dzieciach będą odpowiadać OBOJE rodziców - vide sprawa matki z Lubartowa, co biedne dzieci mroziła, bo "tatusiek" więcej dzieci se nie życzył, no i oczywizda nie widział, że małżonka TRZY razy w ciąży była!!!
Nieeeee, no panie, to niemożliwe... Niemożliwe??? To co - ogarnęła go ślepota wybiórcza?

Wydarzenia sprzed lat - beczka kapusty - podoba historia, facet też "usprawiedliwiony".
Sprawa z Pucka z rodziny zastępczej - no, tutaj "tatusiek" pójdzie siedzieć, ale już planują mu mniejszy wyrok niż "mamuśce".

No i te historie pełne oburzenia, gdy kobiety dzieci oddają do okien życia, porzucają w kościele, czy w szpitalu... Ehhh i najgorsze, gdy zabijają. Kubły pomyj lecą na kobietę.
A ja się pytam - A GDZIE JEST "SZANOWNY" PAN RODZIC?? OJCIEC???

Nie zrozumiem takiego myślenia. Do tanga trzeba dwojga. By powstało dziecko - matki i OJCA.
A jeśli kobiety mają ponosić PEŁNĄ odpowiedzialność - to ja poproszę SEKSMISJĘ.

NO to tyle, ożesz, orzeszek!!!

czwartek, 25 kwietnia 2013

Amplituda emocjonalnych wahań

Bywają takie dni...
Takie, które chciałabym wymazać, przespać, zapomnieć, przeskoczyć, teleportować się w czasoprzestrzeni. Do jutra. Pojutrza.

Bywają, też takie dni, które aż żal, że się już kończą. Że brakuje czasu w 24 godzinnej dobie. Że chciałoby się taki dzień naciągnąć. I potem pamięta się taki dzień, wspomnienia są jak balsam na duszę.
Szczególnie w takie dni, które chciałoby się zapomnieć.

Czasami wystarczy rozmowa. Czasem przytulenie. Czasem powiedzenie "pierd... nie robię!" i pójście wcześniej spać. A co tam, że zlew kipi od naczyń, pranie nie wstawione, po podłodze walają się klocki, misie, okruszki i jakieś zagubione skarpetki. I zeszyt w kratkę z nieodrobionym zadaniem.

A czasem spojrzenie błękitnych jak niebo oczu.
Zaciekawionych, jeszcze nie rozumiejących świata dorosłych.
Patrzących z wielką miłością i zaufaniem.
I ten bezzębny uśmiech...

Tak, bywają takie dni. Ale są jak dno, od którego można się odbić.
I wypłynąć w źrenicach dziecka :)

piątek, 19 kwietnia 2013

Niemowlaka świat

Malutka zwiedza świat. Wielkości maty. Każda rzecz jest ciekawa. Tu wystająca nitka, tam okruszek ciasteczka upuszczony przez Wielkiego Brata, korek od butelki, pudełko po jogurcie, łyżeczka, sitko... Nie ma ograniczeń niemowlęca wyobraźnia i ciekawość świata.

I ten nieposkromiony apetyt by poznawać go organoleptycznie. Samochodziki Brata, kółka, a nawet szelki tornistra, jak się przydarzy okazja, róg poduszki, o! i papierowa serwetka (najlepsza jest ta w wiosennym zielonym kolorze).

I pampers (czysty!) - szczególnie te drapiące w język rzepy samoprzylepne (nie, do języka się nie lepią).
I kawałek skórki chleba. I najlepszy - telefon komórkowy Mamy! :)
Oczywiście nie można zapomnieć o klawiszach laptopa. Jak się Mama "cieszy" głośno, jak coś skasuje zdolne Niemowlę ;)

I cudowny widok, jak nagle zasypia, zapada w drzemkę, by zregenerować siły.

Dlaczego ta ciekawość zamiera z wiekiem?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Niewidzialna jestem

Z mediów, reklam, opowieści, książek, powieści wyłania się najczęściej cudowny obraz macierzyństwa. Taki słodki , że aż bleeee! Do "zemglenia", jak mawiała moja Smocza Córa, będąc brzdącem. Och, Mama to taki rodzaj Super-Hero-WOmanki. Taaaa-daaaam! cokolwiek się złego nie przytrafi - mama wszystko ogarnąć potrafi!

Kurcze! czy wszystko? czy takie bycie super-bohaterką jest takie cuuuuuudowneeeee?

Dzisiaj jestem na NIE! NIE jest cudowne! Wkurzające, męczące, ze zmęczenia czasem tańczę na rzęsach i klaskam uszami. I najgorsze w tym jest samopoczucie, jakbym była niewidzialna. JA. JA sama. Nie ma mnie w takich chwilach. Tak jakby dzieci i otoczenie wchłonęły mnie niczym żarłoczna mątwa głębinowa. Wessały, wyssały i wypluły! Moje marzenia, myśli, uczucia...

Dobranoc Państwu!
Idę poszukać siebie.
Wyspanej ;)

piątek, 12 kwietnia 2013

Grzdylu na badylu!

Taaaaak, język polski bardzo dźwięcznym i uroczym językiem jest!

Szczególnie w kwestii pieszczotliwych zwrotów do dzieci. Tych większych i mniejszych.
W każdej tonacji. Od zachwytu nad pięknem umorusanej szpinakiem buźki niemowlaka, po ostry ton względem nastolatki, która w ramach ogólnie pojętej samodzielności/mądrości życiowej/ja-wiem-wszystko-najlepiej sadzi babola za babolem. I potem woła mamusię na ratunek :)

I świetna riposta Młodzeńca, co niczym kot łazi swoimi drogami, niestraszne mu płoty, kałuże, badyle, włażenie w krzaczory:
- Mamo, a to grzdylu to przez jakie "żet" się pisze?

środa, 10 kwietnia 2013

Ot, taki dzień

Zabójcze transakcje skradły mi kawałek nocy; czasem zdarza się, że książka sprawia, że czas staje się dziwnym tworem. Niczym oryginalna ręcznie robiona chalwa - roziąga się, klei, lepi i znów zgnieciona w jedną masę - gotowa na plastyczne akrobacje.

Sen krótki. Bez zapamiętanych snów. Jakieś były, to wiem, ale po przebudzeniu już nie potrafię ich odtworzyć. Tak jakby mózg je skutecznie z-zipował i zarchiwizował.

Postanowiłam dzisiaj nie słuchać radia, ani zaglądać do wiadomości.
Niech mnie ominie histeryczny chichot moherowo-spiskowej teorii dziejów.

Za młoda jestem na takie wariacje.
Albo za stara, by tracić czas, nerwy na wydarzenia, które nie wnoszą NIC konstruktywnego, oprócz kolejnych rozłamów i powodów do kłótni, i politycznego bełkotu.

Niech to będzie ot, taki dzień.

sobota, 6 kwietnia 2013

Idę sobie!

Czasami... nie, raczej dość często mam nieodparte wrażenie, że ludzie zachowują się jak dzieci.
Ach, mam nawet swoją teorię, że mężczyźni nigdy nie dorastają i to wieczne dzieci. Tylko rodzaj zabawek im się zmienia z wiekiem ;)

Pewne podobieństwo do dziecięcego świata zachowań wiąże się z ... obrażaniem się. Na świat, na ludzi, na życie, bo zupa była nie taka, jaką się chciało. Np. ogórkowa zamiast pomidorowej.

To jedna z cech, która doprowadza mnie do szewskiej pasji.
Różnica zdań, inne poglądy, opinie, doświadczenia, albo gust i już klops! Reakcja niczym dzieci w piaskownicy - nie zgadzasz się ze mną, to zabieram zabawki i idę sobie!
Życie z kimś takim wygląda, jak przypływy morskie - przynosi i zabiera. I tak w kółko: obraza-przepraszam-jest dobrze. Obraza-przepraszam-jest dobrze....
Ok, jest pewna ciągłość, powtarzalność, ale ile można znosić takie budowanie wciąż na nowo z perspektywą, że i tak zaraz się dostanie łopatką po głowie i jeszcze babkę z piasku szlag trafi ;)

Święty spokój to taki rodzaj samotności, gdzie nie tęskni się za tego typu atrakcjami.
To moje zdanie. Idę do piaskownicy babki stawiać ;) Śnieg stopniał!

Miłego weekendu!



czwartek, 4 kwietnia 2013

Pleśniowe pole

Będzie trochę ... ohydnie.
Mój cudowny wspaniały roztrzepany Młody Smok postanowił rozwinąć swoją nową pasję. Do biologii.
Przejawiła się w sposób niekontrolowany, żywiołowy, intensywny na tyle, na ile może być natura ;)

W kwestiach formalnych: jestem piłą, jeśli chodzi o porządek. Uczę chłopaka utrzymania czystości wokół siebie. Tak, gonię za brudną toaletę, pilnuję mycia rąk, owoców, sprzątania okruchów ze stołu, wrzucania brudnych ubrań do pralki/kosza na pranie, wyciągania starych kanapek/resztek jedzenia z tornistra.
Ciężka to sztuka. Ale mam zamiar w przyszłości móc spojrzeć w oczy synowej, BEZ WYRZUTU o rozrzucane skarpetki, klapę od sedesu itepe ;)

Aż do wczoraj wierzyłam, że poznałam możliwości mojego Synka.
Aż do wczoraj, gdy otworzyłam tornister po 6 dniach wolnego-świątecznego.
I zaatakowało mnie pleśniowe pole. Kolorowe, rozbuhane w fazie wzrostu, rozmnażania poprzez uwalnianie miliardów zarodników! Wzrosłe w ciemności i cieple od kaloryfera.
Na książkach, zeszytach, piórniku, koszulce z WFu.

A wszystko dzięki akcji "owoce i warzywa" w szkole, w ramach której dzieci otrzymują codziennie marchewkę, jabłko, owoce sezonowe.

I jogurt. Pra-materia i pożywka :)

wtorek, 2 kwietnia 2013

Prima Aprilis

Ach ten rok 2013. Nie dość, że nie-przestępny, na dodatek z 13-tką w dacie, to jeszcze okazuje się być patronem globalnego oziębienia zamiast ocieplenia. Ot, to co widać za oknami, to efekt ograniczenia emisji dwutlenku węgla zapewne ;)

Chichot przyrody niesie się echem, od bocianów zawracających z powrotem - wszak tutaj w mrozach i śniegu wytrzymać się nie da, po lany poniedziałek - zamiast wiadra wody - wojna na śnieżki.

Dzieciaki za to mają frajdę. Wczoraj niczym grzyby po deszczu wyrastała armia bałwanów na placu zabaw. Współpraca owocowała wielką kulą śnieżną toczoną przez kilkoro dzieci, które w ferworze tworzenia gigantycznego bałwana pogubiły czapki i rękawiczki. W pewnym momencie projekt zarzucono - zabrakło śniegu na placu, a kula okazała się już tak ciężka, że przetoczenie na trawnik się nie powiodło ;) I ekipa rozpierzchła się do domów na świąteczne mazurki, barszcze i jajka.

Dziwne to były święta Wielkanocne. Z wyciem wiatru i zamieciami śnieżnymi. Ludzie chronili swoje koszyczki ze święconką, aby przypadkiem nie zdmuchnęło tych wszystkich kolorowych ozdóbek i serwetek. A w koszyczku - mrożonki.
Dekorując stół gałązkami z wątłymi baziami, zastanawiałam się, czy nie lepiej skoczyć po jakąś choinkę zieloną z lasu i udekorować ją pisankami, kurczaczkami i papierowymi motylkami.

Dwa w jednym, a co tam!
I skończyłoby się gadanie o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą.