czwartek, 4 kwietnia 2013

Pleśniowe pole

Będzie trochę ... ohydnie.
Mój cudowny wspaniały roztrzepany Młody Smok postanowił rozwinąć swoją nową pasję. Do biologii.
Przejawiła się w sposób niekontrolowany, żywiołowy, intensywny na tyle, na ile może być natura ;)

W kwestiach formalnych: jestem piłą, jeśli chodzi o porządek. Uczę chłopaka utrzymania czystości wokół siebie. Tak, gonię za brudną toaletę, pilnuję mycia rąk, owoców, sprzątania okruchów ze stołu, wrzucania brudnych ubrań do pralki/kosza na pranie, wyciągania starych kanapek/resztek jedzenia z tornistra.
Ciężka to sztuka. Ale mam zamiar w przyszłości móc spojrzeć w oczy synowej, BEZ WYRZUTU o rozrzucane skarpetki, klapę od sedesu itepe ;)

Aż do wczoraj wierzyłam, że poznałam możliwości mojego Synka.
Aż do wczoraj, gdy otworzyłam tornister po 6 dniach wolnego-świątecznego.
I zaatakowało mnie pleśniowe pole. Kolorowe, rozbuhane w fazie wzrostu, rozmnażania poprzez uwalnianie miliardów zarodników! Wzrosłe w ciemności i cieple od kaloryfera.
Na książkach, zeszytach, piórniku, koszulce z WFu.

A wszystko dzięki akcji "owoce i warzywa" w szkole, w ramach której dzieci otrzymują codziennie marchewkę, jabłko, owoce sezonowe.

I jogurt. Pra-materia i pożywka :)

Brak komentarzy: