poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Plan

niczym koraliki
ze sznura zerwane
po kątach pogubione
niespełnionych marzeń

nanizać nadzieję
na nowo pragnę
łapiąc koniec ostatni
z początkiem nawlec

wzór nie-idealny
posplatać gęsto
samotnych pereł
ze szklanymi oczkami

ubrać się w suknię
przez Los uszytą
na przyjęciu życia
odnaleźć swój rytm

**18.04.2011**

piątek, 15 kwietnia 2011

HAIKU 2010 cz.2

umieranie boli
to przytrafia się
gdy cierpisz z miłości

**

nie biegnij bez tchu
za szczęściem
niech ono samo Cię dopadnie :)

**

dziękuję -
bezmyślne litery
ubrane w uśmiech

**

zaufanie niczym westchnienie
na zmęczone życiem serce
przyłóż proszę :)

**

puść żagle na wiatr
zdarzeń nieznanych
przepowiadanej przyszłości

**

Lata pokryją twarz
siecią zmarszczek
dusza niech zostanie ta sama

**

Szaaa... echo odpowie
wiatrem, szmerem liści
i zwiewną babią nicią

**

litery w słowa
poubierane
ileż są warte?

**

ludzie patrzą na nas
widząc inne twarze
niż my sami w lustrze

**

słowa wspomnieniem
zakwitły niczym
pośmiertne plamy...

**

Los rzucił parę
kart znaczonych
bez pytania

Brak

codzienność rozdarta
dzisiaj nie mam grafika!
bunt budzika co dzwoni
trzy razy - bezduszny

szaro-bura fototapeta
rozwinięta za oknem
świat bez kolorów
nieostry kiepski fotograf!

kawa w kubku wystygła
od wczoraj z fusów
wróżyć nie ma po co
rozpuszczalna

zwalniam.
na chwilę moment dwa
oddycham.
może kiedyś nauczę się żyć!

brak mi słów...


**14.03.2011**

HAIKU 2010

lepszy gorszy nijaki
nieprawdopodobna ocena
niedalekiej Przyszłości

**

umiarkowanie
określenie nieznane
optymistom

**

umiarkowanie
określenie nieznane
optymistom

**

nie goń szczęścia!
ono samo niespodzianie
w tył Ci wjedzie ;)
(ułożone w czasie rozmowy z koleżanką, która zaliczyła stłuczkę. W ten sposób poznała Męża :) )

**

straciłam wiarę i upadłam
przykleili mi skrzydła
ludzką życzliwością

**

z uśmiechem
niczym skute lodem morze
przywitałam noc


**

sny poplątane
w synapsach wspomnień
gasną o świcie
 

 


 

 

HAIKU 2009 cz.2

rozsypały się litery
słów przebrzmiałych
w głuchym milczeniu

**

zapomnienie
to jak wyblakły film
bez dźwięku

**

morska fala
rozmyła makijaż
jesiennej zadumy

**

letnie wspomnienia
zszargał wiatr
rozrzucił niczym liście

**

wiatr potargał mi myśli
poszarpał emocje
i odleciał zdziwiony

**

mądrość niczym cień
umyka przed nami
im usilniej się staramy

**

mądrość i miłość
dwie umiłowane
wolności

**

opleceni własnymi
pożądaniami
boimy się ulecieć

**

cisza z hukiem wsiąka
niczym wino w dywan
zostawia plamy

**

cisza rozerwała powłokę duszy
rozsypałam się niczym
drobny śnieg za oknem

**

nadziei cienka nić
najmocniej wiąże
moje marzenia z jutrem

**

w sopel zmieniona nadzieja
odtaje pod dotykiem
ciepłych słów

czwartek, 14 kwietnia 2011

Ciemno

dogasł
niedopałek istnienia
w żywiole
rozpadłych słów
zgłoski jęczenia
o chwilę nieuwagi
w biegu codziennym

zamilknij!
w szumie moich myśli
daj wytchnienie
zajadłemu biciu
serca

**8.06.2009**

Szkoda że...

szkoda że...
za dużo pustki
w nadmiarze słów

uczuć w chaosie
tętniących pod czaszką
myśli ugrzęzłych
między synapsami
mojego zmęczenia

szkoda że jestem
tam gdzie cień mój
zgubiony

**8.06.2009**

Poezja ze smakiem

ziarna słoneczne
w żołądek wdziobane
puchate żółte kuleczki
planowane tuczenie
czas odliczony

zważone zmierzone
i... czas się skończył!
dzisiaj na moim talerzu
tylko kosteczki

palce oblizane

******
napisane po konsumpcji wyrafinowanych w smaku udek kurczaka 
pieczonych z czosnkiem i miodem ;)

**4.12.2009**

Cisza

każdy dzień
jak cytat
obcego życiorysu

zatarte litery
wspomnienia
z przyszłości

zostawcie mnie
w spokoju
niech nastąpi
rozkład

beznadziejności

**23.11.2009**

Śmiertelnie

kapanie śmierci
w moje żyły
zakończone sukcesem

oddechem rdzę
bólu skrobię

jak długo trwa umieranie?

 **8.06.2009**

Nadzieja

rozsypałam koraliki
dobre słowa "będzie dobrze"
zbierają ją ludzie
wdeptują niedowiarki

wyrosną spełnione marzenia

**13.01.2010**

Modlitwa

Boże stwórz
swoje niebo we mnie
abym nie musiała
daleko chodzić

Boże pomóż
widzieć niebo w innych
gdy trudno znaleźć
dobre słowo

Boże pociesz
gdy na dnie doliny
ciemności wędrować muszę
chwilowo

Boże dziękuję
za wędrówkę zwaną życiem
bądź mym drogowskazem
do nieba

**13.01.2010**

Anioł bez pierza

To nie był zwyczajny dźwięk.
Gdzieś w oddali szumiało morze. Albo raczej klimatyzator. Nie. To jednak zupełnie nietypowy szum. Zmysły na haju, ciało odrętwiałe jak po nocnej libacji, gdy obejmując muszlę wyznaje się miłość spłuczce, a żołądek wywraca poszewką na wierzch.
Nie pamiętała, żeby coś piła. To było niemożliwe. Podpięta do kroplówki, patrzyła jak kolejne krople odmierzanej trucizny płyną do jej żył i zatruwają niczym jadem. Miała zabić drzemiące w niej „ja”, które wyrwało się spod kontroli sprawnych enzymów i genetycznych sekwencji.
Rak. Ileż razy to słowo czytała w podręcznikach, słyszała z ust profesorów na wykładach…? Brzmiało mniej więcej jak katar, wysypka, znamię. Tak, zdecydowanie pasowało to słowo – znamię. Stygmat. Naznaczenie. Super inteligentne komórki, które postanowiły zmienić ustrój. Wyrwać się na wolność, bez konieczności podporządkowania ścisłym regułom podziałów i zaprogramowanej czasowo śmierci.
Nie pamiętała już jak zaczął się ból. Była bólem. I gdzieś w głowie, na krawędzi snu, jawy i cierpienia rodził się bunt. Ludzki, odruchowy, pierwotny bunt, który krzyczał – dlaczego do cholery ja!!!
Kolejny oddech przyniósł falę emocji, które zalały widok na sufit.
Ten szum to nie było morze. Ani klimatyzator. To szumiał tlen w masce. Pikanie monitora przyprawiało o mdłości i brzmiało jakby upierdliwy dzięcioł postanowił zrobić dziurę w czaszce.
A więc – wciąż tliło się w niej życie. Kazano jej wrócić.


Anioł złożył skrzydła i przysiadł na brzegu łóżka. Nie mogła Go już zobaczyć. Nie miała tej umiejętności. Z chwilą powrotu do cielesnego opakowania skończyły się te nadzwyczajne możliwości widzenia i słyszenia tego, co zakryte przed ludzkim umysłem.
Z drugiej strony co za uparty osioł z niej! Jak mógł Naczelny przydzielić taką sztukę?? Nie dość, że naraziła się głupim zachowaniem, to jeszcze nakłonienie jej do powrotu do ciała nie było proste! No dobrze, to ciało nie jest w najlepszej  formie, bywały lepsze lata. Ale według norm to było zabronione. Skazane na potępienie.
Cierpienie. Nieznane Mu doznanie. Jednak patrząc na nią, jak z trudem brała każdy haust powietrza, jak wiele igieł, cewników, rurek tkwiło w jej pokiereszowanych i popękanych chemią żyłach, budził się w Nim żal i ciepłe uczucie dumy. Że nie podda się. Już On tego dopilnuje!
Sen. To był jedyny lek na smutek, którym przesiąkała od dnia narodzin. Na odrzucenie.
Wieczny wędrowiec, tułacz i posłaniec. Niosący uśmiech, bo dłonie były puste. Ubogi materialnie, bogaty wnętrzem. Pielgrzym Nadziei w zwykłej codzienności życia.


Upadek bywa bolesny. Stłuczone kolana. Rozerwane spodnie przy przechodzeniu przez płot. Rozkwaszony nos, bo kolega śmiał wyzwać od „bab”, złamana ręka przy pokonywaniu drabinek bez trzymanki , a potem noga wysoko w górach, na oblodzonym szlaku i zjazd rajdowy na tyłku jakieś 150 metrów w dół przy akompaniamencie staczających się otoczaków, głazów i żwiru.
Babcia nieraz patrzała na blond loki śpiącego słodkim snem Aniołka.  Aniołek… tylko wtedy na jej twarzy błąkał się uśmiech dziecka, które rozmawia z Aniołami. Serce Babci wiedziało, że życie nie będzie szczędzić rozczarowań i cierpienia, rozdając znaczone betki. Wiedziała, że gdy ich zabraknie zostanie sama i wtedy tylko litościwa noc zasłaniała powiekami zapłakane oczy.
Upór. To dziecko było chodzącym osłem! Ileż razy załamywała ręce, gdy jako kilkuletnie pacholę wracała z podbitym okiem z dumą opowiadając, jak przyfranzoliła temu Karolowi spod piątki, bo wmawiał że ma cycki ;) albo jak wróciła ze złamanym nosem, bo wolała zderzyć się ze słupem latarni niż wypuścić wafelka z lodami z ręki. Nakrzyczała na Dziadka, że nie dopilnował jej. Że jak teraz będzie wyglądać, że jest dziewczynką, że powinna lalkami się bawić, a nie grzebać w samochodzie, w silniku pełnym smarów. Dziadem wzruszał ramionami i odchodził mamrocząc pod nosem, że to dziecko powinno było urodzić się chłopcem.
Urodzić się…? Ona miała się NIE urodzić. Rozerwana na strzępy przez oprawcę-lekarza na wyraźne żądanie matki. Babcia obiecała wszystko, byle Córka urodziła dziecko. Nosiła w sobie wspomnienie innego bezbronnego ciała, które zakopała pod gruzami kamienicy w Gdańsku w czasie wojny. Córeczki, której nie miała czym nakarmić, bo nawet piersi wyschły nie dając życiodajnego i sycącego mleka. Słuchała coraz cichszego kwilenia, by pewnej nocy odkryć, że chłodne ciałko Maleństwa zostało opuszczone przez duszę.
Wspomnienia. Są jak zmory. Te dobre odbierają ostrość myślenia. Te złe zabierają spokój.
Ona przyszła na świat za wcześnie, jakby pchana ciekawością, jak będzie? Jak tutaj jest? Zbyt szybko by ciało nabrało pewności i umiejętności życia i radzenia sobie w nowym środowisku, odmiennym od zamkniętego, ciepłego świata łona matki.
Żyła, na przekór tym, którzy nie dawali jej szans na życie. Jej oczy były jak kawałki nieba wydarte z nieboskłonu i wszczepione w oczodoły. Patrzały na ludzi, przewiercając na wylot.


Pamiętała że wykłady z onkologii fascynowały ją. To była niepowtarzalna okazja spojrzeć na rewelacyjne w swojej złożoności spartolenie idealnych rozwiązań kontroli nad życiem komórki, a zatem i organizmu.
Śmiała się, gdy kolejny znajomy odkrywał w sobie/na sobie/pod sobą niepokojące objawy, umawiał kolejną wizytę u profesora i nie wierzył w diagnozę o niewykrytym żadnym nowotworze. Bo przecież nigdy nie wiadomo!
Najpierw zdziwiło ją to, że często boli ją głowa. Żartowała z kolegami, że byłaby kiepskim materiałem na dziewczynę i partnerkę w takiej sytuacji. Potem zaczęła tracić wzrok i pole widzenia było jakieś dziwne, niczym mapa z białymi plamami w nieoznaczonych, niezbadanych terenach. Najbardziej romantyczne były omdlenia w najmniej oczekiwanych miejscach i momentach – np. przy wysiadaniu z pociągu, podczas kąpieli czy schodzeniu po schodach.
Coś było nie tak. Dobrze wiedziała o tym. Nie musiała zaglądać do podręczników by zdać sobie sprawę z powagi sytuacji.


Czasami spotyka się dwoje istot. Ta ziemska z niebiańską. Obie równie sceptyczne i pełne niedowierzania. Jedna, wątpiąca w istnienie tych pozaziemskich istot, druga niedowierzająca, że coś tak niedoskonałego mogło wyjść spod palców Wszechmocnego. Niedoskonałego i jednocześnie pięknego w swej brzydocie…  nieprzewidywalnego w emocjach. W działaniach. Postępkach i myślach.  Wolnego w dokonywaniu wyborów i podejmowaniu decyzji, a jednocześnie budującego swoje własne prywatne więzienia ograniczeń. Demonów zwanych strachem, kompleksami, tęsknotą za wolnością, która wcale nie została odebrana przez Kogoś z zewnątrz! Paradoks człowieczeństwa.
Czasem to zderzenie tak różnych Istot przynosiło ulgę, a czasem kończyło się szybkim rozstaniem. Tym razem czekało Go wyzwanie – zatrzymać duszę, która rwała się do ucieczki. Pokazać miłość tam, gdzie jej nie widziała. Pokazać jasne strony życia. Zdjąć ciemne łuski jakie nosiła na oczach. Pokazać świat pełen barw, smaków. Dać nadzieję. Nauczyć oddychać pełną piersią i uśmiechać się, choć łzy przesłaniały wzrok.
Jak nauczyć kogoś żyć, skoro umarł już za życia? Jak nauczyć ślepca kolorów, jak nauczyć głuchego dźwięków, a paralityka – skakać z radości? Cud. Tutaj musiał zdarzyć się cud.


Klatka.

Stop.

Klatka.

Dzień po dniu. Wydarzenia. Czasem ważne. Czas przeciekający przez palce. Uciekający. Płynący. Sączący się powolną strugą. Kapiący od niechcenia. Albo jak mignięcie oka. Czas. Nieubłagany. Ubrany w zwyczajność. Codzienność.
Pamiętam moje dzieciństwo jak zdjęcia w albumie, pożółkłym. Niewyraźnym. Pełnym rys i zagięć. Ta ciocia to była siostra Babci czy Dziadka…? Nie pamiętam. Czas poplątał pamięć w zawoje, spętał w irytujące znaki zapytania. Próby wydobycia na wierzch skarbów wspomnień, zagrzebanych, choć tak namacalnych.
Strój biedronki w przedszkolu. Uszyty palcami Babci. Nocami. Nie szczędząc oczu i palców. Igła i nitka tańcząca w fastrydze, a potem uśmiech na twarzy małego brzdąca. Bo biedronka ma 7 kropek. I przyniesie chleba, gdy głodno będzie… ten wierszyk to moje dzieci znają… tyle lat minęło. Patrzę w moje własne oczy i pytam się siebie samej – czy ja już wtedy znałam swoje przeznaczenie? Czy już wtedy moje serce czuło, że samotność będzie moją Przyjaciółką? Nieodstępującą mnie nawet na krok.
Pamiętam smak rosołu gotowanego na niedzielny obiad. Gdy zamykam oczy przenoszę się wstecz do rodzinnego domu Dziadków. Trzeszcząca podłoga, chropawe ściany. Zapach mydła. Pranie suszone za oknem. Radio gadające samo do siebie. I ten zegar tykający ociężale, z godnością staruszka, co w tej rodzinie już niejedno widział. I owo „bim-bam” na które czekałam stojąc przed szybką cyferblatu, obserwując jak wskazówki powoli się przemieszczają. I te pytania: „Babciu, babciu…”
Pamiętam tak wiele. A jednocześnie tak niewiele. Tyle dni minęło. Tyle lat. A ja pamiętam stop-klatki. Stop-klatki z mojego życia. Reszta gdzieś przepadła. W studni niepamięci. A może tylko tak mi się wydaje…? Może te wspomnienia są gdzieś wciśnięte, upchnięte, pokryte kurzem i straszą niczym duchy nocne, gdy staję na życiowym zakręcie i chcę podjąć właściwą decyzję?
Pójdę i pomyślę.


Erotycznie

w czystym jęku
rozerwanych trzewi
rozkoszy
wydali na świat
bezwład ciał

odżyją
instynktownie
pod wirtuozerią
palców

**8.06.2009**

Zmienność

czas upłynął
klepsydra zdarzeń
przewrócona
do góry dnem

historia ma swój bieg
cykliczne pory zmian
na trasie wyznaczonej
przez Los

jeśli spotkam Cię znów
czy mnie rozpoznasz?

**18.12.2009**

Koszmar

koszmar
usiadł na mojej głowie
i długimi palcami
zaczesał moje włosy
w kunsztowną fryzurę

wydobył
niczym reżyser
klatki wspomnień
niczym mgnienia oka
ślepotą poraził

czy śnię za dnia
czy nocą...

**23.02.2010**

środa, 13 kwietnia 2011

Sennie

otulona jego oddechem
znikam za zakrętem moich snów
i choćby koszmar napadł mój mózg
nie zbudzę się z krzykiem

niczym mgła ścielą się moje dni
czasem przesiewam przez palce
mój czas dziwiąc się minutom
które żywią się mną

czas rzeźbi moją twarz
wyciera maskę, przecedza słowa
robi dziury w pamięci
zmywa ból i strach

śpię...

**7.01.2010**

Jingle bells

zabrakło mi kolorów
bury widok męczył
więc śnieg zasypał
szare kontury
brudne kałuże
nagie drzewa
ubrał w zwiewne
wiatrem szaty

niech będzie biało
czysto niczym
na starej pocztówce
na święta...

jingle bells...

**14.12.2009**

Chwila

Los wygrany
na loterii Wszechświata
rozdane karty Wielkiego Maga
splecione wątki zdarzeń
splątana Przeszłość
z Przyszłością

żyję ja sama
czy Los za mnie żyje?
karty znaczone
czy gra uczciwa?
wybory me własne
czy ustawione odgórnie?

znana jest mi tylko
chwila
tylko jedna chwila
zapomnienia

**13.04.2011**

Jestem

jestem utkana z chwil
przeżytych i tych co będą

jestem odbiciem w źrenicach
ludzi przechodzących obok

jestem wspomnieniami
odkładanymi na później

jestem westchnieniem tęsknoty
dla tych co jeszcze czują

jestem gniewem gorejącym
i raną zadaną słowem

jestem niknącym cieniem
gdy zapomnisz o mnie ...

**29.04.2010**

Do wynajęcia

jutro i pojutrze wynajmę
na marzenia spod poduszki

moją przyszłośc zamienię
na lepsze czasy
oddam na złom
wspomnienia nienajlepsze

do wynajęcia mam uśmiech
i garstkę ciepłych słów
ocalałych spod hałdy
zdań bez znaczenia

do wynajęcia
bez opłat

**17.04.2010**

Przepis na wiersz

garść liter wymieszanych
w słowa poukładanych

polanych lukrem rymu
akcentem do taktu

doprawionych emocjami
do smaku

słodko gorzki
waniliowy smak
uśmiechu
z cynamonową nutą

**29.04.2010**

Nie-dziś

światło
 kryje się za zasłoną gęstych
podejrzeń i nocnych mar
świt rozdziera poły szat
sączy się nowy dzień

oczy
otwieram zniecierpliwione
patrzeniem w sny bez szans
na spełnienie i wiem
że to kolejna mara

jutra

**13.01.2010**

My story

pomylony adres
niewłaściwy czas
za wcześnie
za późno
wszystko już na nic

miłość zawsze jest jak gość
nieproszony
oczekiwany w innym terminie

a kiedy odchodzi
zostawia po sobie
garść wspomnień
i nowy rozdział

never ending story...

**17.12.2009**

Smutno mi

miłość
to przyjemne uzależnienie
od drugiego człowieka

po niej
pozostaje tylko
bolesny odwyk

smutno mi...

**17.09.2009**

Odurzenie

miłość to prawdziwa?
ach! ten los srogi?

kolce różane są niczym ostrogi
mózgowego zaćmienia
nie czujemy bólu
póki urok działa

róża zwiędnie
miłość kłamliwą bywa
a człek żyje
odurzony zapachem
herbacianej róży...

**16.12.2009**

HAIKU 2009

nie mam granic
dopóki strach
mnie nie ujarzmi


**


ziewanie słowami
profesjonalne podejście
amatora


**


źle dobrana szminka
oczko w rajstopie
autobus uciekł przed czasem


**


zazdrosne oczy
jadowitym językiem
zniszczyły miłość


**


senne wizje
nocne szepty
nakrył ich poranek


**


połamać zęby
na życiu
ze złotymi plombami


**


dziecięcy smak
truskawkowych lodów
z piaskowymi babkami


**


chwile
karty życia
tasowane przez czas


**

Na słowne wyścigi

pst! słowa cisną się
przez uszy, powieki, opuszki
klaszczą serdecznie klawisze
laptopa wciskane biegiem palców

myśl gdzieś uciekła
wzrok obłędnie ją goni
gapiąc się w sufit pokoju

znów przebiegł impuls
klawisze szeleszczą
słowa ubrane

w liter sukienki

**30.03.2011**

Dzieciństwo


tęsknie za szorstkim dotykiem
spracowanej dłoni
pachnącej chlebem i marcepanem

za kojącym spokojem Jej
głosu który przetrwał wichury 
Losu i splatanych nieszczęść
niby warkocze przeszłości...

tęsknię za białymi pasmami 
włosów czesanych w koronę
na głowie...


**20.11.2009**

Tęsknota


tęsknię za snem
co mnie uwolni
od obrazów przyszłych
co rodzą się w mojej głowie

tęsknię za rajem
co w sercu noszę
choć wygnana z niego
wciąż czekam na powrót

tęsknię za słowami
co zamiast jadu
słodyczą zaleją
przeszłość i marne dzieje

tęsknię za Tobą
choć jeszcze Cię nie znam...

**23.02.2010**