wtorek, 26 marca 2013

Urlop pod palmami

Tak, zdecydowanie marzy mi się taki urlop. W słonecznym miejscu, pod palmami, z możliwością nic-nie-robienia choć przez jeden-dwa dni...

Dzisiaj po porannej pobudce (godz.5 - wszak już jasno na dworze) - wypowiedziałam to marzenie na głos.

- Ależ miałaś Mamo taki urlop! Niedziela była pod palmami.

Facepalm. Niedziela Palmowa :)

poniedziałek, 25 marca 2013

Małpy w zimie

Mój Młody Smok wparował do domu, jakby go stado endermanów (MineCraft) goniło. Ciep! Tornister rzucony niczym rugby. Pełnia oburzenia w oczach:
- Mamo! Mamo! Czy Ty wiesz, czego oni uczą w szkołach????!!!!
(Oooo, ton poważny.)
- Synku, myślę, że ważnych rzeczy, czytania, pisania, o Ziemi, wszechświecie... - staram się załagodzić emocje Młodego.
- Mamo, dzisiaj usłyszałem, że pochodzę od ... MAŁPY!
Acha, to już wiem, jaki problem się szykuje :) Kreacjonistyczno-darwinistyczne zderzenie, wywołujące taki efekt jak zderzenia w Wielkim Zderzaczu Hadronów.
- To co, ja jakaś małpa jestem??!!! - kontynuuje wywód mój Syn. - No, wiem, czasem mówisz, że wariuję, jak małpka w zoo, ale przecież NIE JESTEM małpą! Ani Ty, Mamo, ani koledzy, no może niektórzy. Podobno jacyś przodkowie mieszkali na drzewach i wyglądali jak małpy. A co to są w ogóle przodkowie?
- Synku, masz Babcię i Dziadka, prawda?
- No, tak.
- Oni też mieli rodziców, babcie, dziadków i tamci też mieli swoich rodziców. W ten sposób cofasz się w przeszłość. Gdybyś tak mógł ich wszystkich poznać - to by byli Twoi przodkowie. Pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra i jeszcze wiele razy pra-dziadkowie.
- Acha, i tamci pra-pra-pra-ileś-tam-razy mieliby skakać po drzewach? W taką zimę??? Ale ktoś se głupoty wymyśla!
Młody Smok postukał się znacząco w czoło i poszedł odrabiać lekcje.

Z matematyki, na szczęście.

sobota, 23 marca 2013

Życie na krawędzi... kompostu

Po raz kolejny usłyszałam: "Musisz pójść na kompromis".
Taaaaa, uwielbiam to słowo. Trochę inaczej niż słowo "synapsa", które kojarzy mi się z musującym "zozolem". Kompromis brzmi jak... kompost.

O tak, świetnie na kompoście wyrastają roślinki. To taki naturalny nawóz powstały w procesie gnilnym. Gnicie - uroczy sposób na to, by roślinkom było lepiej ;)

Jestem człowiekiem. Tak, kobietą też. Mamą Zajefajnych Smoków też. Zwierzęciem stadnym, jak się czasem mawia. Bo to prawda, samotne życie (z przymusu/czy z wyboru) na dłuższą metę nie jest zdrowe. Ludzie są dla nas niezbędni do życia. Nawet jeśli nas wkurzają.

Wracając do kompostu... pardon! kompromisu.
Wg mądrych teorii są 3 sytuacje: loose-loose, loose-win, win-win. Wedle wielu teorii kompromis to najczęściej sytuacja, gdy obie strony muszą spuścić z tonu i obie są dość niezadowolone (loose-loose). Lub jedna ma poczucie baaardzo dużej straty, a druga wygranej, bo nie musiała spuszczać z tonu za bardzo (loose-win). Paskudna sytuacja, prawdę mówiąc.

Mam własną wersję kompromisu. Wolę sytuacje win-win, gdy dwie strony się dogadują, przedstawiając swoje punkty widzenia. I szukają rozwiązania takiego, aby i wilk był syty, i owca cała, i wszyscy zadowoleni, że dostali to, co chcieli.

Tylko jak to nazwać kompromisem, gdy ludzie (obie strony) są zadowoleni??
To dopiero "nawóz" na dalsze lepsze funkcjowanie, aż przyjemnie iść na dalsze "kompostowanie" ;)

A jeśli taki kompromis nie jest możliwy, to ja zabieram zabawki i sobie idę z piaskownicy. Szkoda życia na "zgniłe klimaty".

Słońce wyszło. Smoki na spacer!



piątek, 22 marca 2013

Wieczorne zatrzaski

Zapinam dzień
na zatrzaski.
Uśmiech zazębia się
z klawiszem enter.

Głosy dzieci,
stukot sufitu
grzechotka spadła
i tętent galopu
bosych stóp.

Terkotliwy dzwonek
do drzwi,
szelest wezwań
ponagleń i wspomnień
wśród kopert
w torbie
listonosza.

Cichy odgłos płaczu
za ścianą.
Ze szczęścia?
Bulgot wody,
monotonne głosy
i gadanie
radia.

I zmrok
co skrada się
niczym kot.

Bezdźwięczny.

Mam na coś ochotę...

Chodzę po domu z kubkiem herbaty. Bardzo lubię mój kubek herbaty. Mocnej, aromatycznej i gorącej. Nie cierpię letniego napoju, kiedy smakuje, jak... no jak nie-herbata, którą lubię.
W międzyczasie zaglądam do komputera, szukając w poczcie odpowiedzi na "bardzo ważne biznesowe pytania", produkując baaardzo poważne odpowiedzi zawierające oferty.
Oczywiście są jeszcze Smoki - zabierające czas i energię ;) To najlepiej wykorzystany i zainwestowany czas jaki mam.

Chodzę po domu i razem ze mną wędruje mój kubek herbaty. Ot, postawię na parapecie, bo akurat rozmawiam przez telefon. Och, jakiż to wspaniały wynalazek - taki telefon komórkowy. Bez tych ograniczających kabli, które mogły się zaplątać, albo okazać za krótkie. I już nie mogłabym rozmawiać spoglądając przez okno.
Chwilę później jestem w kuchni, potem znów w moim pokoju-biurze. Taaaaak, mój kubek herbaty i ja.

Dlaczego czepnęłam się tego kubka herbaty? i wciąż o nim piszę?
Bo zdałam sobie sprawę, że marzenia są jak ten ulubiony kubek herbaty dla mnie. Zabieram je ze sobą wszędzie, gdzie idę. Są ze mną nawet, gdy o nich "zapominam", nie myślę.
Smakuję ich wartość, gdy potrzebuję ich. Gdy mam ochotę na coś więcej, niż taka "zwyczajna" codzienność.

Bez nich byłabym tylko cyborgiem, tudzież materią ożywioną do realizacji celów.

Tak, zdecydowanie mam na coś ochotę.
Na gorzki smak. Czekolady :)

czwartek, 21 marca 2013

Wiosenne porządki na synapsach

Tak, lubię to słowo - synapsa. Smakuje niczym "zozole" - musująco na języku, gdy się je wypowiada.
A tak na poważnie - wciąż zdumiewa mnie potęga ludzkiego umysłu - w jednej chwili kompletnie "niekomunikatywnego" w przypadku amnezji.

Robię porządki na synapsach. Wiosna to tylko pretekst. Dobry, jak każdy inny. Łapię zaplątane, niewygdne myśli, które osadzają się niczym kurz, takie "emocjonalne koty" wkurzające swoją obecnością, bałaganiarskie, fruwające przy każdym poruszeniu.

Zbudowałam przez lata swoje "warowne twierdze" w umyśle. Moje poglądy, opinie. Na własny temat. Reakcje. Odczucia. I teraz postanowiłam wydać im wojnę, zburzyć. Zmęczona wojną podjazdową pojawiających się niczym "diabełek z pudełka": nie dasz rady, to się nie uda, nikt Cię nie lubi, zwariowałaś!?, za późno, za wcześnie o tym myśleć, zapomnij, bo się rozczarujesz, znów dałaś ciała, ale to głupie itd itd...

Dojrzewam. Wyciszam. I zaczynam cieszyć życiem.
Cokolwiek mi nie przyniesie.
Bo to ciągła podróż i przeżywanie. Zbieranie wspomnień niczym perełki w naszyjniku.
I czekanie.
I kilogramy cierpliwości :)