czwartek, 27 lutego 2014

Nie jadłam jeszcze

Och, pączka nie jadłam :)
Chociaż Tłusty Czwartek, tradycja zobowiązuje.
Między tabelkami Excela jakoś trudno zmieścić jeszcze wyjście do cukierni po pączki. Ale za to, gdy Dziecię najmłodsze zasnęło, a pozostałe Dwa Smoki w szkołach zdobywały szczyty wiedzy, sięgnęłam po przepis mojej Babci Ani i zrobiłam chrusty/faworki.

Takie szybkie domowe.
I tak między jednym wałkowaniem a drugim Dziecię się obudziło i dzielnie pomagało. Część faworków ma ... NIETYPOWY kształt ;)

Dla chętnych przepis na szybki Tłusty Czwartek w wersji domowej :)
- to przepis mojej Babci Ani (tzw na oko  )

1,5 szklanki mąki
1 jajko całe + 1 żółtko
3-4 łyżki śmietany 18%
1-2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
cukier waniliowy (1 paczuszka)
trochę soli
Zagnieść porządnie, rozwałkować cienko, wycinać paski, każdy 'przewlec' przez nacięcie i smażyć na małym ogniu na rozgrzanym tłuszczu (może być smalec, może być olej).

I oczywiście pomocnik wskazany ;)


środa, 26 lutego 2014

Poranna koniunkcja

Jestem nocnym markiem. Sową. Uwielbiam ciszę, jaka panuje w domu, gdy wszyscy wokół śpią. 
No, prawie wszyscy. Czasem u sąsiadów słychać głośną dość... dyskusję, albo człapanie rozespanego człeka i szum spuszczanej wody w toalecie, albo gadające radio. 
Ale to takie dźwięki, które wyławia się w szmerze nocy.
Tło nocy.

Nie cierpię wstawania rano!
Oczywiście, gdy się nie ma tego, co się lubi - lubi się to, co się ma! Oczywiście...
Dzisiaj dziecię moje cudowne, najpiękniejsze, żwawe niczym skowronek (zima jest jeszcze!), rozświergotane, tuptające niczym mały jeżyk w ciepłych pantalonach obudziło mnie o godzinie 5:55.
R a n o.

I w pierwszej chwili miałam ochotę wsadzić głowę pod poduszkę i udawać, że nie słyszę, że śpię snem kamiennym. Czasem działa ;)

Rzut okiem za okno poderwał mnie ku aparatowi.

Według mądrych astronomów dzisiaj była jedna z najbliższych koniunkcji Księżyca i Wenus. A gdzieś nad Afryką można było wręcz zaobserwować wzajemne nakrycie się tarcz tych ciał niebieskich.

No, szkoda, że nie obudziłam się wcześniej ;)

wtorek, 25 lutego 2014

Cmentarz z widokiem na morze...

Byliście kiedyś na ringu?
Dostaliście kiedyś taką fangę w nos, że aż zamroczyło, zabrakło tchu?

Ten artykuł taki właśnie jest...
http://polska.newsweek.pl/dziecko-i-smierc-cmentarz-z-widokiem-na-morze,artykuly,281086,1.html

W tle brzmią echa niedawnej ustawy belgijskiej o eutanazji dzieci. I... jak napisała koleżanka... powoli święte oburzenie opuszcza.

Tak łatwo-prosto-i-przyjemnie wypowiada się na tematy, o których w sumie nie mamy zielonego pojęcia. Bo ilu Rodziców z nas ma letalnie chore dzieci?
Tylko TACY Rodzice mają prawo wypowiadać się.
Teraz to rozumiem.

I szanuję lekarzy, którzy ponad sztukę ratowania życia PONAD WSZYSTKO stawiają sztukę pomagania, tam gdzie można jeszcze pomóc. Najtrudniej podjąć decyzję, by pozwolić odejść, gdy ludzka wiedza, medycyna doszły do ściany i NIC JUŻ WIĘCEJ nie można zrobić. Gdy zabiegi medyczne ratujące życie są ambicjonalna próbą przechytrzenia Śmierci... kosztem cierpienia dziecka.

Tak, zgasło w moich rękach życie Dziecka.
Wiele lat temu.  I do tej pory pamiętam te oczy, które gasły... Słyszę w głowie ten ostatni szmer oddechu.
Tak! Słyszę krzyki rozpaczy Matki, która nie zdążyła być przy Synku...
I będę do końca życia pamiętać ten szept: "Danke, Tante Mada"... że zgodziłam się zostać przy Nim.
Być, gdy przechodził na Drugą Stronę Życia.
Małe Dziecko po przeszczepach, po chemioterapiach... Gdy już nic nie pomagało... Lekarze podjęli decyzję, że będą uśmierzać ból, ale nie będą już męczyć, testować, bo wyczerpali DOSTĘPNE środki, wiedzę, nowości etc etc.
Ale to nie było w Polsce.

Mi się udało. Ale gdyby choroba weszła w takie stadium, chciałabym MÓC TAK SAMO ODEJŚĆ.
I to nie byłaby eutanazja.



poniedziałek, 24 lutego 2014

Nie-chce-misie

Poniedziałek. Nie-chce-mi-sie!
Budzik nastowiony na 6:45. Nie-chce-mi-sie!
W nocy dziecię ma kolejny rzut ponadprogramowej lunopatii. Nie-chce-mi-sie!
Poranne wstawanie.
A raczej ciała zwlekanie spod ciepłej kołdry i zwojów snu zawiniętych wokół uszu i oczu ;) Nie-chce-mi-sie!

Mamo, zrobisz mi ciepłe mleko? Nie-chce-mi-sie!
Ziewanie nad miseczką z płatkami. Nie-chce-mi-sie!
Jak ja nienawidzę szkoły!!! Nie-chce-mi-sie!
Gdzie mój mundurek? Znowu zapomniałem umyć zęby... Nie-chce-mi-sie!

Chwila ciszy po wyściu dwóch Smoków do szkół, telefon dzwoni natrętnie. Maleństwo błąka się między stopami. Tak bardzo "Nie-chce-mi-sie!"
Kawa kusi zapachem, parzy w palce zaplecione wokół chropawej powierzchni kubka. Nie-chce-mi-sie!
Dziecię wdrapuje  mi się na kolana, zasypia wtulone z mlekiem w ustach. Ehhhh... jak... Nie-chce-mi-sie!

Popołudnie.
Powoli budzę się do życia. Słońce ciągnie mnie za włosy zza firanki, bawiąc cieniem na podłodze.
Wiosna? Może być wiosna! Ba! Jak najbardziej.

No, teraz to już "Nie-chce-mi-sie!"  marudzić ;)



sobota, 22 lutego 2014

Dylemat Smoka

Piątek popołudnie. Młody Smok skończył szkołę i spotkaliśmy się w połowie drogi ze szkoły. 
Spacerek, zakupy, rozmowy o Kosmosie, silnikach odrzutowych, napędach protonowych i antymaterii. 
Bardzo poważne tematy o przyszłości komunikacji międzygalaktycznej.

W pewnym momencie Syn zniknął mi z oczu, słychać jęk! Odwracam się, a Smok leży na chodniku, trzyma się jedną ręką za głowę, a drugą za nogę (kolano) i powstrzymuje łzy i płacz.

- Synku! Boli Cię coś ? możesz ruszać nogą? Pokaż głowę! - niepokój matki rośnie w miarę patrzenia na kontuzjowane dziecię.

- Wywaliłem się! Potknąłem i wywaliłem!!! - w głosie Syna brzmi złość ;)

Checking wypada pozytywnie - głowa cała, kolano lekko zdarte.

- Synku, jak Ty to zrobiłeś? Trzeba podnosić nogi i patrzeć gdzie się idzie, żeby się nie wywrócić.

-Mamo, to ja już nic nie rozumiem! Emma mówi, żebym patrzał przed siebie, Ty mi mówisz - patrz pod nogi. Już nie wiem kogo mam słuchać! Bo jak patrzę przed siebie, to się wywalam, a jak patrzę pod nogi, to nie wiem gdzie idę! Mam dość!

Do końca spaceru Smok trzymał się poręczy wózka ;)

czwartek, 20 lutego 2014

Ukraina

Majdan płonie.
Serie z kałasznikowa rozdają śmierć przypadkowym osobom, po obu stronach barykady.
Tragedie i łzy bliskich ludzi walczących o wolność, tragedie i łzy rodzin tych, co znaleźli się po niewłaściwej stronie barykady.

Wydane rozkazy, które trudno nazwać ludzkimi.
Strach i przemoc. Przenikają się nawzajem. Splatają w okrzyku rozpaczy i ostatnim westchnieniu umierających w Nadziei. Na lepsze jutro. Dla innych.

A w między czasie na Twitterze, Facebook'u toczy się "normalne" życie.
Ten był na wyżerce, ta na konferencji. Tam zmarło niemowlę. Gdzie indziej ktoś zamordował rodzinę i siebie. Maleńki chłopiec stał się kaleką. Ktoś ogłosił zaręczyny. Ktoś inny świętuje rocznicę ślubu.
Narodziło się dziecko. Ktoś inny kupił buty... Dach przecieka. Uciekł pies.
Szykuje się impreza.

Życie - mieszanka emocji i wydarzeń pełnych sprzeczności.
Aż trudno pojąć, że to wszystko może wydarzyć sie w TYM SAMYM MOMENCIE.

Relatywizm czy dowód na światy równoległe?

A może schizofrenia ludzkości?


poniedziałek, 17 lutego 2014

Lunopatia

Current Biology odkryło, że ludowe mądrości o pełni Księżyca nie są tak zupełnie wyssane z palca.
Gorzej śpimy, wiercimy się, sen jest "gorszej jakości" (w moim przypadku oznacza to hektolitry kawy, po której i tak wyglądam, jak pewien Droopy z worami pod oczami do podbródka ;) ).

Skoro syndrom ten jest naukowo potwierdzony - nadaję mu imię - LUNOPATIA.
I wszem i wobec ogłaszam, że moje dziecię lunopatykiem jest doskonałym.
Niebo mogłoby permanentnie tkwić w stanie zachmurzonym, a moje dziecię niczym igła w kompasie, informuje mnie, że zbliża się pełnia/jest pełnia/uffff! koniec pełni ;)

Sama na lunopatię chronicznie cierpię. Niezależnie od fazy. Księżyca oczywiście.
I tak trwa to już prawie 17 lat ;)

Pocieszające jest to, że jest szansa, aby ta trwająca już niemalże dwie dekady przypadłość minęła.
Za jakieś ... pół dekady! Jak Najmłodsze SMocze Dziecię podrośnie :)
I wtedy się wyśpię!!! Taaaak! :) :) :)

Uhhhhh, jak ja się już cieszę!

p.s. to się nazywa optymistyczne spojrzenie w przyszłość ;)




piątek, 14 lutego 2014

Walenty i takie tam inne

Dziecięcia w szkołach. Najmniejsze śpi.
Delektuję się domowym sernikiem (sama upiekłam!!! TADAM!) i kawą z laską cynamonu.
Ciszą też ;)

Dzisiaj Walentynki, WalęTynki, Wal(ni)ęty - czyli różowo, czerwono, czekoladowo, kiczowato, maskotkowato, kwiatowato etc etc. Jak usłyszałam raz od faceta, to jeden z dwóch dni w roku, gdy lepiej dla faceta się wykazać ;) bo można się narazić. (podpowiedź dla Panów: ten drugi dzień to 8 marca).

I czytam.
Zraniony Chińczyk wykupił nieparzyste miejsca w kinie, by zemścić się na zakochanych, za to że rzuciła go dziewczyna (syndrom psa ogrodnika - sam jestem nieszczęśliwy, to inni też będą!).
Zmarła Julcia Bonk :( ofiara "konowałów" z opolskiego szpitala, co zamiast chronić doprowadzili do tragedii.
4000 dzieci rocznie rodzi się z połową serduszka.

Ostatnia wiadomość sprawiła, że utknął mi sernik w gardle.
Co piąte dziecko w Polsce jest zabierane rodzicom z powodu... biedy. (LINK) (LINK2)
Wkurza mnie to, że takie dzieci są odbierane, umieszczane w DD albo w rodzinach zastępczych, gdzie koszt utrzymania jest brzydko mówiąc "wysrany w kosmos" !!!
I rozumiem sytuacje patologiczne, gdy zagrożone jest dobro/bezpieczeństwo dziecka, ale odbieranie TYLKO z powodu problemów finansowych i oddawanie do placówki/rodziny zastępczej, którym PŁACI PAŃSTWO - to jakaś paranoja!!!
Tym bardziej, że powiązania między MOPSami/dropsami i innymi jednostkami, które mają pomagać rodzinie, a rodzinami zastępczymi są czasami dość mętne (ciotki/pociotki urzędników).
To wygląda, jak ... biznes. Tylko towarem są dzieci! Nie te z patologicznych rodzin, tylko te "normalne", kochane przez rodziców, zadbane na miarę ich możliwości...

I wciąż zadaję pytanie - czy nie można tych pieniędzy dać takim rodzicom? A jeśli nie pieniędzy - to pomóc w znalezieniu pracy? Opiece nad dziećmi (przedszkole/żłobek), by rodzic mógł pracę podjąć?
Politycy krzyczą, że nie ma pieniędzy. A ja się pytam - a na DD i rodziny zastępcze w tych przypadkach są??? To, co jest tańsze? Bardziej ekonomiczne?

Ahhhh, zapomniałam o "drobnym szczególe".
Po drodze jest armia urzędników, którzy muszą mieć "coś do roboty"...

Tak, to dużo wyjaśnia....

wtorek, 11 lutego 2014

Nocne opowiadanie i ankieta

Historia z dreszczykiem. W sam raz na nocną porę.
Z ankietą. Dla PANÓW.

Opis natury/otoczenia: zima, ciemno, późny wieczór - godzina 22:15.
Miejsce akcji: duże miasto, centrum handlowe na obrzeżach, gdzie mewy dziobami zawracają. Siłownia, tuż przed zamknięciem.

Akcja: Kobieta czeka na Mężczyznę, który obiecał jej, że przyjedzie niczym po dziecię do przedszkola. Dla bezpieczeństwa.
Powoli centrum się wyludnia, samochody odjeżdżają. Zaniepokojona Kobieta dzwoni do Niego - telefon wyłączony, odzywa się automatyczna sekretarka.
Godzina 22:30 Kobieta decyduje się iść na piechotę do domu. To jakiś kilometr. Autobusy jeżdżą już zdecydowanie rzadziej, (właśnie odjechał) okolica - odludna, szczere pole z laskiem przecięte dwupasmówką, co leci dalej do osiedli na granicy miasta.
Tuż za mostkiem przebiegającym nad nieczynnymi torami kolejowymi zza garaży przy przystanku wyłaniają się 3 "panowie" - wiek trudny do określenia z powodu kapturów na łbie i średniego oświetlenia. 
Słowne zaczepki - "co paniusia (wersja oryginalna określenia nie nadaje sie do cytowania) tu robi? etc. Po chwili szarpanie. Alkohol dodał "odwagi" i wzięło na amory.

Panika!!! Próba ucieczki. Szamotanie z przerywnikami rechotu, że "kobita jakaś niechętna".

Zatrzymał się samochód. Kierowca coś wrzasnął. Uciekaaaaać!!!!!!!!!!

Kobieta dobiegła do domu. Bijąc rekordy na 500m, jakby ją stado nawalonych zboków goniło.
Kobieta więcej na siłownię nie pójdzie. 
Raczej na kurs samoobrony.

*************************
A teraz ankieta dla Panów. 

Szanowny Panie, co zrobiłby Pan na miejscu faceta, który się nie pojawił po Kobietę, po usłyszeniu powyższej historii?

A) w te pędy przyjechałby Pan do Kobiety, żeby sprawdzić CZY NA PEWNO NIC JEJ SIĘ NIE STAŁO? Czy nie potrzebuje pomocy, wsparcia? Z przeprosinami.

B) Wyłączyłby Pan telefon, udając że nic się nie stało? No co, miała dodatkowy trening w realu.

C) Skwitowałby Pan rechotem i tekstem, że "ma powodzenie" i po nocy się nie łazi?

_________________________________________________________________________
P.S. Ja usłyszałam, że Mężczyzna jest bardzo zmęczony i nie ma siły na rozmowę.
I życzy mi SPOKOJNEJ NOCY.



sobota, 8 lutego 2014

Zanim powiesz...

Wczoraj obejrzałam pewien filmik.
Kilka minut. Ot, młoda dziewczyna, jeszcze na studiach, ma malutką córeczkę.
Pokazana codzienność, zmaganie z czasem, ja to nazywam żonglowanie logistyką.

Im dalej, tym więcej szczegółów.
Ostracyzm, wytykanie palcem, miny innych "porządnych" kobiet patrzących z pogardą, czy głupim uśmieszkiem.

I pada ważne pytanie - "Czy wiesz, co mówią o tobie, za TWOIMI PLECAMI?"
Chwila wahania, widać emocje.  Ból. I wtedy mimo wszystko pojawia się uśmiech. Piękny uśmiech zakochanej w swoim dziecku Mamy.
I pada odpowiedź pełna miłości: - " Wolę by o mnie żle mówiono, niż o Niej..."

Dalsze sceny wyjaśniają PRAWDĘ.
Sprawiają, że człowiek milknie.
Robi się ciepło na sercu. I jednocześnie zaczyna kołatać wkurzająca myśl:
"Gdybyście znali prawdę, kretyni, nie powiedzielibyście ANI JEDNEGO ZŁEGO słowa o niej! byłaby dla was bohaterką, wspaniałą matką!"

No właśnie - gdybyście znali PRAWDĘ.
Czy zanim zacznie się siać wiatr plotki, nie warto się czasem zastanowić czy to, co nam się wydaje, oby na pewno jest prawdą?

Warto czasem uruchomić szare komórki. I ugryźć się mocno w język.

Oglądaj FILM.

piątek, 7 lutego 2014

Patrz w oczy dziecka....

Malwa rozbraja mnie. Szczególnie, gdy nastaje sytuacja kryzysowa.
Jestem wtedy niczym odbezpieczony granat, stojąc na krawędzi szaleństwa z powodu pomysłów dziecka, wstrzymuję oddech, by nie walić własną głową w ścianę.
Gdyby ukazać graficznie, jakie myśli przelatują przez moją głowę, wyglądałoby to mniej więcej, jak hieroglify poczynione przez pijanego skrybę w delcie Nilu ;)

I kiedy już zaczyna brakować słów, tchu, wyobraźni na ogarnięcie "dzieła zniszczenia" dokonanego przez Owo Niewinne Dziecię, Ono podnosi swoją głowę. I patrzy. Prosto w oczy.

I ja wtedy wymiękam :)