wtorek, 25 lutego 2014

Cmentarz z widokiem na morze...

Byliście kiedyś na ringu?
Dostaliście kiedyś taką fangę w nos, że aż zamroczyło, zabrakło tchu?

Ten artykuł taki właśnie jest...
http://polska.newsweek.pl/dziecko-i-smierc-cmentarz-z-widokiem-na-morze,artykuly,281086,1.html

W tle brzmią echa niedawnej ustawy belgijskiej o eutanazji dzieci. I... jak napisała koleżanka... powoli święte oburzenie opuszcza.

Tak łatwo-prosto-i-przyjemnie wypowiada się na tematy, o których w sumie nie mamy zielonego pojęcia. Bo ilu Rodziców z nas ma letalnie chore dzieci?
Tylko TACY Rodzice mają prawo wypowiadać się.
Teraz to rozumiem.

I szanuję lekarzy, którzy ponad sztukę ratowania życia PONAD WSZYSTKO stawiają sztukę pomagania, tam gdzie można jeszcze pomóc. Najtrudniej podjąć decyzję, by pozwolić odejść, gdy ludzka wiedza, medycyna doszły do ściany i NIC JUŻ WIĘCEJ nie można zrobić. Gdy zabiegi medyczne ratujące życie są ambicjonalna próbą przechytrzenia Śmierci... kosztem cierpienia dziecka.

Tak, zgasło w moich rękach życie Dziecka.
Wiele lat temu.  I do tej pory pamiętam te oczy, które gasły... Słyszę w głowie ten ostatni szmer oddechu.
Tak! Słyszę krzyki rozpaczy Matki, która nie zdążyła być przy Synku...
I będę do końca życia pamiętać ten szept: "Danke, Tante Mada"... że zgodziłam się zostać przy Nim.
Być, gdy przechodził na Drugą Stronę Życia.
Małe Dziecko po przeszczepach, po chemioterapiach... Gdy już nic nie pomagało... Lekarze podjęli decyzję, że będą uśmierzać ból, ale nie będą już męczyć, testować, bo wyczerpali DOSTĘPNE środki, wiedzę, nowości etc etc.
Ale to nie było w Polsce.

Mi się udało. Ale gdyby choroba weszła w takie stadium, chciałabym MÓC TAK SAMO ODEJŚĆ.
I to nie byłaby eutanazja.



Brak komentarzy: