Zapinam dzień
na zatrzaski.
Uśmiech zazębia się
z klawiszem enter.
Głosy dzieci,
stukot sufitu
grzechotka spadła
i tętent galopu
bosych stóp.
Terkotliwy dzwonek
do drzwi,
szelest wezwań
ponagleń i wspomnień
wśród kopert
w torbie
listonosza.
Cichy odgłos płaczu
za ścianą.
Ze szczęścia?
Bulgot wody,
monotonne głosy
i gadanie
radia.
I zmrok
co skrada się
niczym kot.
Bezdźwięczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz