Ocieplają panowie blok mieszkalny w którym żyje nasza Smocza Rodzinka.
Och, można słuchowisko w odcinkach z tego zrobić ;) Rusztowania z dwóch stron, dwie ekipy uwijające się góra-dół, prawo-lewo. I człowiek nigdy nie wie, kiedy, z której strony ktoś przemknie ;)
Od rana bieganie po rusztowaniach, łomoty, dźwięk szlifierki sunącej po żeberkach barierki. Nawoływania i język "rusztokowy".
1. - Józek przynieś mi tu 15tkę, bo dylać nie bede na dół. - woła pan z mojego balkonu do kolegi na dole.
- Sam se przynieś, k***wa!
Pukam delikatnie w szybę, pokazując Malutką, którą kołyszę, żeby w końcu usnęła. Pan macha rękoma, buzię zasłania, kiwa głową. Po chwili pojawia się drugi pan i się zaczyna:
- Jak ch**ju myślisz, że Ci będę pianki nosił to cie pogięło!
- Morda w kubeł, tu dzieciak mały zasypia!
Koniec spania :)
2. Od strony kuchni panowie malowali tynki w jakieś tam wzorki. Co rusz przemyka pan jeden, pan drugi z kubełkiem farby. Akurat karmiłam Malwinkę zupką. Dziecię z zainteresowaniem patrzyło na przedstawienie za oknem - raz głowa w żółtym kasku, raz w czerwonym, tu jakieś nogi dyndające z góry, jakaś ręka machająca. To też radośnie zaczęło machać łapkami i uśmiechać od ucha do ucha.
Na moment wyszłam do łazienki i słyszę taką konwersację.
- Ty wiesz jaki tam brzdąc fajny.
- Nooo wiem, widziałem. A mamuśka, też niczego sobie d***a.
Uchyliłam okno, wychyliłam się i z uśmiechem podziękowałam za komplement :)
- Ty matole, mogłeś sprawdzić czy na serio nikogo nie ma w kuchni!
- No przecież ci pierdoło mówiłem, że brzdąc jest!
3. Panowie od kuchni strony zdjęli już rusztowania. Akcja podawania sobie elementów tej konstrukcji szła im nadzwyczaj szybko i sprawnie. Podawane kawałki od góry szły przez kolejne pary rąk w dół. Pewna pani akurat przechodziła chodnikiem ze swoim pieskiem. Hmmm, piesek ... no brzydki po prostu, gruby, agresywny, bez smyczy. Pewnie by chętnie do nogawki panu na dole skoczył, ale z racji brzucha szorującego po chodniku, jakoś ciężko mu było więc ograniczał się do jazgotliwego ujadania.
- Idzie Pani, idzie, nic się Pani nie stanie. - pan próbował przyspieszyć przemarsz uciążliwego zwierzaka, który właśnie oznaczał ułożone na ziemi elementy rusztowania.
- Ja się nie obawiam o siebie, ale boję się, że na Funia spadnie.
Komentarz na wysokości mojego okna w kuchni:
- Jak spadnie, no to k***wa będą hotdogi.
:)
4. Do rytuałów codziennych należało przedstawienie pt "machamy panowie machamy". Malutka budzowała na rozłożonej sofie, ustawionej w pokoju pod duuuużym oknem. I codziennie rano trwał przemarsz panów, którzy szli, cofali się, zaglądali, pukali w szybę i machali do Małej :) W pewnym momencie doszło do tego że przychodzili stadnie i Mała miała pełne akrobacje w ich wykonaniu.
Pozostawało jej tylko uśmiechanie się niczym pingwinek z Madagaskaru - suszymy ząbki :)
(upppssss! zapomniałam że jeszcze nie ma ząbków).
Jaka szkoda, że już kończą ocieplać drugą stronę... ;)
Zdecydowanie wolę zapamiętać to, co chyli się ku zapomnieniu. A to, co wryło się w moją pamięć, niech pochłonie kurz codzienności. Ubieram w słowa obnażone uczucia, wydobyte z bezkresnej przestrzeni ludzkich emocji na synapsach.
piątek, 24 maja 2013
sobota, 18 maja 2013
Milczenie
Czasami nachodzi mnie milczenie.
To związane z mówieniem, pisaniem. A raczej brakiem mówienia, brakiem pisania.
Obserwuję świat i ludzi, niczym człowiek, który najadł się słów do syta i nie ma już chęci na wypowiadanie kolejnych sylab.
Bo z wiekiem i doświadczeniem przychodzi świadomość, że najczęściej to darmowe strzępienie języka na darmo.
I coraz częściej łapię się na tym, że nie chce mi się tłumaczyć/opowiadać/wyjaśniać/mówić po raz kolejny rzeczy oczywistych. Dla mnie. Być może mniej oczywistych dla otoczenia.
W przypadku "świeżaków". którzy mało mnie znają - potrafię cierpliwie tłumaczyć/przedstawiać mój osobisty punkt widzenia. Oczywiście do czasu.
Dla tych, których znam od lat - takiej taryfy ulgowej nie posiadam. Skoro do tej pory nie pojąłe/aś mojego punktu widzenia, to pewnie już nie pojmiesz. Niezależnie od liczby przypomnień/wyjaśnień/tłumaczenia.
Wolę milczenie. Przynajmniej zachowana jest zasada równowagi ;)
I świętego spokoju.
To związane z mówieniem, pisaniem. A raczej brakiem mówienia, brakiem pisania.
Obserwuję świat i ludzi, niczym człowiek, który najadł się słów do syta i nie ma już chęci na wypowiadanie kolejnych sylab.
Bo z wiekiem i doświadczeniem przychodzi świadomość, że najczęściej to darmowe strzępienie języka na darmo.
I coraz częściej łapię się na tym, że nie chce mi się tłumaczyć/opowiadać/wyjaśniać/mówić po raz kolejny rzeczy oczywistych. Dla mnie. Być może mniej oczywistych dla otoczenia.
W przypadku "świeżaków". którzy mało mnie znają - potrafię cierpliwie tłumaczyć/przedstawiać mój osobisty punkt widzenia. Oczywiście do czasu.
Dla tych, których znam od lat - takiej taryfy ulgowej nie posiadam. Skoro do tej pory nie pojąłe/aś mojego punktu widzenia, to pewnie już nie pojmiesz. Niezależnie od liczby przypomnień/wyjaśnień/tłumaczenia.
Wolę milczenie. Przynajmniej zachowana jest zasada równowagi ;)
I świętego spokoju.
czwartek, 2 maja 2013
Jako dziecię patrzmy na świat
Dostałam w życiu w prezencie trójkę Smoków.
Zbliżam się do etapu, który żartobliwie można nazwać "ryczącą czterdziechą", więc Smoczątko jest piękną niespodzianką i bardzo świadomie przeżywam stan zwany macierzyństwem.
Bo to mój ostatni raz - potem będę przeżywać niemowlęctwo moich wnuków, daj Boże ;)
I właśnie to Maleńkie Smoczątko, które pełza koło mnie i wali rączka w klawiaturę, i patrzy z zaciekawieniem na ekran, sprawia, że zaczynam rozumieć biblijne słowa: I stańcie się jako to dziecię.
Kiedyś kojarzyło mi się to z głupotą, naiwnością, psujstwem, "wszędziewlazstwem" lub taką wesołością, jak po zażyciu środka psychotropowego ;) Dziś zaczynam rozumieć, CO to znaczy.
Miłość - bezgraniczne zaufanie - pewność - że Mama ZAWSZE przyjdzie, nie pozwoli skrzywdzić. To spojrzenie pełne uwielbienia w oczach, gdy pojawiam sie na horyzoncie po przebudzeniu dziecka. Ten szczery i szeroki bezzębny uśmiech, gdy biorę Ją na ręce. Te momenty, gdy cichnie płacz, gdy zamykam Ją w moich ramionach, by utulić.
Bo jestem. Nie muszę nic robić, mogę po prostu siedzieć obok, a dziecię bawi się, poznaje świat. I podnosi wzrok i znów ten uśmiech. Cieszy się z pustego pudełka po chusteczkach, butelki po wodzie, szczoteczki do ząbków, kawałka chrupka, okruszków na stole.
Nie, Smoczątko nie potrzebuje wielkich rzeczy, by czuć sie szczęśliwym dzieckiem. Po prostu żyje. Z wdzięcznym uśmiechem, gdy pojawi sie Wielki Brat i będzie "straszył" w zabawie, robił miny. Z ufnością, gdy Starsza Siostra da posłuchać muzyki "schowanej" we wściekle żółtych słuchawkach...
Zaskakuje mnie to pełne zaufanie. Bezgraniczna miłość. Za nic. Bo jestem. Bo jesteśmy.
Bo to życie jest darem.
Zbliżam się do etapu, który żartobliwie można nazwać "ryczącą czterdziechą", więc Smoczątko jest piękną niespodzianką i bardzo świadomie przeżywam stan zwany macierzyństwem.
Bo to mój ostatni raz - potem będę przeżywać niemowlęctwo moich wnuków, daj Boże ;)
I właśnie to Maleńkie Smoczątko, które pełza koło mnie i wali rączka w klawiaturę, i patrzy z zaciekawieniem na ekran, sprawia, że zaczynam rozumieć biblijne słowa: I stańcie się jako to dziecię.
Kiedyś kojarzyło mi się to z głupotą, naiwnością, psujstwem, "wszędziewlazstwem" lub taką wesołością, jak po zażyciu środka psychotropowego ;) Dziś zaczynam rozumieć, CO to znaczy.
Miłość - bezgraniczne zaufanie - pewność - że Mama ZAWSZE przyjdzie, nie pozwoli skrzywdzić. To spojrzenie pełne uwielbienia w oczach, gdy pojawiam sie na horyzoncie po przebudzeniu dziecka. Ten szczery i szeroki bezzębny uśmiech, gdy biorę Ją na ręce. Te momenty, gdy cichnie płacz, gdy zamykam Ją w moich ramionach, by utulić.
Bo jestem. Nie muszę nic robić, mogę po prostu siedzieć obok, a dziecię bawi się, poznaje świat. I podnosi wzrok i znów ten uśmiech. Cieszy się z pustego pudełka po chusteczkach, butelki po wodzie, szczoteczki do ząbków, kawałka chrupka, okruszków na stole.
Nie, Smoczątko nie potrzebuje wielkich rzeczy, by czuć sie szczęśliwym dzieckiem. Po prostu żyje. Z wdzięcznym uśmiechem, gdy pojawi sie Wielki Brat i będzie "straszył" w zabawie, robił miny. Z ufnością, gdy Starsza Siostra da posłuchać muzyki "schowanej" we wściekle żółtych słuchawkach...
Zaskakuje mnie to pełne zaufanie. Bezgraniczna miłość. Za nic. Bo jestem. Bo jesteśmy.
Bo to życie jest darem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)