wtorek, 11 listopada 2014

Amor vincit omnia

Wiara, nadzieja, miłość.
A z tych trzech najważniejsza jest miłość.

Hmmm.
Coś w tym jest. Wiara, nie tylko w Boga, Istotę Najwyższą, ale też w ludzi, bliskich, przyjaciół, przyszłość pozwala przetrwać chwile rozpaczy, ciemnej doliny, załamania, zniechęcenia, bólu...
Takie czarne ciemne chwile i dni. Że TO życie ma jakiś sens.
Po prostu sens.

Nadzieja, to taki drugi stopień wtajemniczenia. Gdy wiara pozwala przetrwać kryzysy, nadzieja jest tym ciepłem na duszy. Tym, co pozwala działać i iść dalej. Nadzieja, jest jak światełko w tunelu - że to w co wierzę się spełni.

A miłość?
Bez niej w szafie wisiałby kałasznikow ;) I byłoby luźniej na świecie. Zdecydowanie luźniej ;)
Na odstrzał poszliby Ci, którzy kłamią, oszukują, nie dotrzymują słowa, opuszczają w biedzie, trosce, odwracają w samotności, ranią słowem i czynem, krzywdzą.
Każdy z nas ma takich ludzi wokół siebie.
Gdy w taki sposób postępują wobec nas obcy ludzi - jest prościej. Można się odciąć i tyle. Drugi raz nie włazić w relacje z kimś takim.
Gdy występują przeciw nam bliscy - partner/ka, mąż/żona, dzieci, rodzina, przyjaciele, bliscy znajomi - z tym ucinaniem jest trudniej.
A stosowanie metody radykalnej (kałasznikow/całkowite odcięcie relacji) - trudne do realizacji.

To wtedy miłość staje się tym, co pozwala wybaczyć.
I dać jeszcze jedną szansę. I iść dalej.

Bez niej byłabym pustym człowiekiem.
I ubogim. Bez wspaniałych ludzi, których znam i którzy idą ze mną przez życie.
Niektórych znam już wieeeeeeeeele lat, innych krótko,
Jednych widuję często, drugich rzadko, Ale są dla mnie ważni.

Dzięki ludziom i miłości staję się ...człowiekiem.
Każdego dnia na nowo.



Brak komentarzy: