poniedziałek, 18 lipca 2016

wczoraj dzisiaj jutro

Traktuję mojego bloga, jak pamiętnik.
Wpisuję ważne dla mnie sprawy, zagadnienia, przemyślenia.
Sporo wpisów nadal siedzi w folderze roboczym.
Siedzą i dojrzewają. Niektóre z nich nabrzmiewają, niczym wrzód na tylnej części ciała. Aż do pęknięcia. Zanim pękną - w mojej głowie kotłują się myśli pt. czy mogę napisać NAPRAWDĘ to, co czuję? Co rozrywa mi wnętrzności, skręca z poczucia bezsilności? I niesprawiedliwości?

Pamiętacie wpis "Szukam Babci". Dłuuuuugo go trzymałam w "dojrzewalni postów". Gdy wrzuciłam w końcu na bloga, oj dostało mi się! Nieważne. Post nadal aktualny i tyle w temacie.

Tym razem dojrzała we mnie bezsilność.
Ugh! jak ja nienawidzę, nie cierpię tego uczucia. Wzbudza we mnie chęć dorwania zębami i rozszarpania w drobne strzępy. Taaak! wieeeem! Homo sapiens. Dorosłość. Panowanie nad emocjami. Wszystko się zgadza. Jest tylko kilka "ale-wyjątków".

Jak wytłumaczyć sobie logicznie i dojrzale fakt, że jestem pionkiem w grze pt. podokuczam-ci-bo-lubię? Przykład? Ależ proszę bardzo! Najmłodsze dziecię nie poszło w lipcu do przedszkola, bo och! ach! tatuś ma urlop. I deklaracja spędzenia z dzieckiem czasu padła, a jakże, bo przecież trzeba, bo w ciągu roku, no nie ma czasu, no "wicie-rozumicie" milion spraw ważnych i ważniejszych od dziecka!
No dobrze, skretyniała naiwnością nie posłałam dziecięcia do przedszkola dyżurnego, bo przecież RODZICIELSKA DEKLARACJA to rzecz poważna, no nie? Złożona przez dorosłego człeka, a nie jakieś dziecko. No to mam obecnie potwierdzenie ważności owej deklaracji. Dziecię siedzi w domu, pytając się systematycznie, co dwie trzy minuty, czy mama już skończyła "placować".

Jak funkcjonować w układzie, gdy jedna strona (ja) jest zobligowana do dotrzymywania terminów, ustaleń, a druga ma to "w pompie", jasno deklarując, że nie ma żadnych obowiązków. BO NIE. Fakt bycia ojcem też nie zmienia tego poglądu. Bo kto zmusi???
Yyyyyy no fakt. Ja zmuszać nie będę. To jak karmienie trolla. Im bardziej pokażesz, że ciebie rusza, tym więcej troll nawrzuca do pieca złośliwości, urośnie, karmiąc się emocjami.

Jak zaakceptować (o ile można?!) faworyzowanie jednego dziecka względem drugiego? Nooo tego nie ogarniam do sześcianu!!! Co jedno lepiej się prezentuje? A drugie za niskie? Za chude? Czy może poziom inteligencji nieodpowiedni? No za chińskiego boga nie kumam! I tak, mam o to "wkur...a" i przepraszać nie zamierzam.

Jak podejść do faktu, że każda moja prośba o pomoc przy opiece/spędzeniu czasu z Najmłodszym Smokiem jest perfidną grą w(Y)stępną. "Ależ oczywiście! Rozumiem to jak najbardziej, to wezmę ją ...*tu następuje dokładne określenie czasu, czyli dzień , zakres godzinowy". I w owym czasie znika, jak kamfora. Zero kontaktu. Ani sms, Ani telefon. Ani widu. Ani słychu. Po kilku dniach pojawia się jak cud reinkarnacji, ze śpiewem na ustach - "przecież NIC SIĘ NIE STAAAAŁOOOOO".

Jak pogodzić się z tym, że jestem już po prostu zmęczona. Jestem Człowiekiem, który też MUSI mieć czas dla siebie, by nabrać dystansu. Nabrać oddechu...

Wczoraj trzymałam język za zębami. Milcząc i próbując zrozumieć.
Bo może moje słowa zabrzmią, jak "skarżenie się"... Albo usłyszę, że "sama jestem sobie winna" etc.

Dzisiaj piszę, co czuję.
A jutro zacznę na nowo. Przede wszystkim porządek.
Odcinając toksyczne korzenie.






Brak komentarzy: