Powroty są zawsze trudne. Szczególnie te z raju. Z miejsc, gdzie zostawia się kawałek serca. Ludzi. Wspomnienia.
Wróciłam. Z krainy, co prawda nie mlekiem i miodem płynącej, ale takiej, w której zakochałam się 15 lat temu.
I chociaż urodziłam się tutaj w Polsce, to jednak najlepiej czuję się TAM. I tęsknię. Choć lata płyną, Przyjaciele wyglądają ciut poważniej, to jednak każde spotkanie jest świętem, powrotem do domu.
Trudno mi jeszcze o tym pisać. Emocje, Jetlag. Zwariowany okres pourlopowy, gdzie skrzynka mailowa pęka w szwach, ludzie chcą teraz-już-natychmiast-zaraz odpowiedzi na arcy-ważne pytania, gdzie gaszenie pożarów trwa nieprzerwanie od rana do wieczora, i wciąż widać pożogę czerwonych flag na liście wiadomości. Na skrzynce głosowej już zabrakło miejsca. Nie kasuję wiadomości, bo wiem, że zaraz zablokują ją nowe. PO KOLEI.
Trudno mi pisać, bo przeżywam ostatnie tygodnie. Wciąż mając przed oczami migawki, przebłyski obrazów. Słowa, zdania, śmiech... I to ciepło, którego tutaj brak, gdy wieczory i poranki coraz chłodniejsze. I chmury przepędzane wiatrami po niebie, niosące deszcze, jesień.
Ten zapach ziemi, wiatru, roślinności kipiącej, przelewającej się w swej zielonej żywotności.
Od 15 lat mam marzenie. Niezmienne.
Oczekiwanie na spełnienie marzenia czasem aż boli serce.
Ale spełnienie marzenia jest drzewem życia. I wciąż wołam, dążę, proszę, myślę, marzę, działam. Poddać się? Nie ma mowy!
Chaotyczne trochę moje myśli dzisiaj.
Pójdę spać. I pomyślę o tym jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz