Cuda się zdarzają.
Naprawdę.
Czasami spadają niczym cegła na głowę w drewnianym kościele.
To tekst mojej ś.p. Babuni... zawsze mi tak mówiła, jak dyskutowałam z Nią, że COŚ JEST NIEMOŻLIWE. A ś.p. Dziadek dodawał - pamiętaj dziecko jak nie chcesz zmoknąć, weź parasol, nawet jak świeci słońce.
Tych zasad się trzymam.
I dzięki temu producenci parasolek zarabiają na mnie od dziesiecioleci... (mam taką jednostkę przypadłościowo-chorobową, że zostawiam parasole w autobusach. Przynajmniej mogę wierzyć, że uszczęśliwiam ludzi, którzy parasola nie posiadają. Szczególnie w deszczowe dni. No, może tylko, ja wtedy nie jestem szczęśliwa. Tylko bardziej mokra od znalazcy).
Wracając do tematu cudów.
I tych cegieł w drewnianym kościele.
Ludzie się zmieniają. Tak, tak, wiem! Na ogół, na gorsze.
Ale... zdarzają się wyjątki.
Wyjątki hartowane bólem, rozłąką i samotnością.
Tak, znam takie wyjątki. I naprawdę są lepsze niż lata/miesiące/dni temu.
Potwierdzają regułę.
Tą mniej chlubną.
Życie, nie?
p.s. W radio podawali, że ma padać śnieg z deszczem. W sumie - skoro jesień się dopiero zaczyna, a po upalnym lecie, do którego sie przyzwyczailiśmy - taki śnieg z deszczem to, jak nokaut cegłą.
No cud, normalnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz