Hejka
Powiesz a ja odpowiem
Kilka słówek i literek
Błąd się wkradnie nieporadnie
Nic nie szkodzi
Powiem
Cześć jak minął dzień
Odpowiesz śmiechem
Dzień przepłynął gdzieś tak obok
Został w tle
Tydzień
Miesiąc rok dekada
Nic nie dzieje się znienacka
Czas coś stworzy a coś zburzy
Deszcz rozmyje kontur
Twojej twarzy
Nie wiem czy ty znasz mnie
Nie wiem kiedy się spotkamy
Ale błądzą nasze myśli
Wśród milionów bajtów
A marzenia płyną
W światłowodach
Zostań
Choćby na chwileczkę
Jako zdanie mi przesłane
Wyślę siebie na dobranoc
Na dzień dobry i na razie
Zostań Przyjacielu
Zdecydowanie wolę zapamiętać to, co chyli się ku zapomnieniu. A to, co wryło się w moją pamięć, niech pochłonie kurz codzienności. Ubieram w słowa obnażone uczucia, wydobyte z bezkresnej przestrzeni ludzkich emocji na synapsach.
wtorek, 31 maja 2011
Zatęsknisz...?
Obudziłeś mnie zimową porą
Ogrzałeś dłońmi leniwą krew
Otulałeś spojrzeniem zmarznięte serce
Wsparłeś nadzieją
A teraz odchodzisz
Spuszczając oczy i mówiąc szeptem
Że rozdzielił nas Los
Pokazując drugą stronę medalu
Gdzie zaśniedziałą miedź
Zeżarł strach
Zostawiłeś mnie zimową porą
I nie ma już twoich rąk
Zastygła krew i umarło serce
Nadzieja zamarzła
Na śmierć
Kiedyś odnajdziesz mnie
W innym spojrzeniu
W dotyku obcych rąk
Może zatęsknisz...
Ogrzałeś dłońmi leniwą krew
Otulałeś spojrzeniem zmarznięte serce
Wsparłeś nadzieją
A teraz odchodzisz
Spuszczając oczy i mówiąc szeptem
Że rozdzielił nas Los
Pokazując drugą stronę medalu
Gdzie zaśniedziałą miedź
Zeżarł strach
Zostawiłeś mnie zimową porą
I nie ma już twoich rąk
Zastygła krew i umarło serce
Nadzieja zamarzła
Na śmierć
Kiedyś odnajdziesz mnie
W innym spojrzeniu
W dotyku obcych rąk
Może zatęsknisz...
Kołysz mnie
Rozkołysz mnie
Na huśtawce
Niech uczucia zaleją mnie
Trzepotanie motyli
W żołądku
I suchość moich ust
Ciuciubabka
Mniej zabawna
niż dziecięcy krzyk
I utrata równowagi
Zawieszona w czasie
Szukam odpowiedzi
A słyszę ciszę
niczym zgrzyt po szkle
Zataczam dłońmi kręgi
Szukając choćby brzytwy
Tnąc oddechem bezmiar słów
Zapomnij o mnie tak
Jak ja będę pamiętać ciebie
W szaroburym tle codziennych spraw
Tylko niech życie tak nie boli
...
Marzec 2004
Na huśtawce
Niech uczucia zaleją mnie
Trzepotanie motyli
W żołądku
I suchość moich ust
Ciuciubabka
Mniej zabawna
niż dziecięcy krzyk
I utrata równowagi
Zawieszona w czasie
Szukam odpowiedzi
A słyszę ciszę
niczym zgrzyt po szkle
Zataczam dłońmi kręgi
Szukając choćby brzytwy
Tnąc oddechem bezmiar słów
Zapomnij o mnie tak
Jak ja będę pamiętać ciebie
W szaroburym tle codziennych spraw
Tylko niech życie tak nie boli
...
Marzec 2004
Przyjaźń
Nie wiem kim jesteś
Jakie wspomnienia we mnie
Stworzysz.
Nie pamiętam twojej twarzy
Choć brzmi w uszach głos.
Nie liczę dni.
Znam ciebie w snach na jawie.
Przyniosłeś nadzieję na jutro
I na wczoraj.
Kolejna minuta
Wolno rodzi się
Pęka i znika
jak bańka mydlana.
Kapie czas
Przecieka przez sito
słów.
Przemijanie otula
Jak ciepłe twe dłonie.
Trwam w wieczności
Tej chwili.
Odradzam się.
Stworzysz.
Nie pamiętam twojej twarzy
Choć brzmi w uszach głos.
Nie liczę dni.
Znam ciebie w snach na jawie.
Przyniosłeś nadzieję na jutro
I na wczoraj.
Kolejna minuta
Wolno rodzi się
Pęka i znika
jak bańka mydlana.
Kapie czas
Przecieka przez sito
słów.
Przemijanie otula
Jak ciepłe twe dłonie.
Trwam w wieczności
Tej chwili.
Odradzam się.
Przystań
Ścieżka ciasna wyboista
I jeszcze Ty!
Jak błysk słońca zza zasłony
Ciężkich chmur apatii.
Jak wiatr tańczący we włosach
Moich myśli...
Jak przypływy i odpływy
Marzeń dziecięcych lat.
Przecięte drogi
Nożycami pewnej chwili
Nowy rozdział napisany
Rzeczywistość zaklęta w zdanie
Kilka słów.
Jesteś jak dłoń wyciągnięta do mnie
Jak podniesienie z kolan
I spojrzenie pełne troski
I jeden uśmiech pełen mocy
Zatrzymałeś mój czas.
Spokój
Zamknięte oczy
Rozpostarte ręce
Jesteś jak przystań.
** Luty 2004**
piątek, 6 maja 2011
Wspomnienie
Sen utkałam z uśmiechu
co szeleści w krtani
gdy zamknę oczy
z głosu co smakiem
przypomina cappuccino
intensywne barwą słów
z bitą śmietaną humoru
osiadł na dnie filiżanki
syropem westchnień
zamieszany łyżeczką
trzymaną palcami
niespokojnej nocy
ten zakręt
był ostatni
co szeleści w krtani
gdy zamknę oczy
z głosu co smakiem
przypomina cappuccino
intensywne barwą słów
z bitą śmietaną humoru
osiadł na dnie filiżanki
syropem westchnień
zamieszany łyżeczką
trzymaną palcami
niespokojnej nocy
ten zakręt
był ostatni
Orkiestra
Wirtuozie
stresu nie szczędź
graj na nerwach
niczym na puzonie
draniu jeden!
złości smyczkiem
po strunach gniewu
przejedź
jak po szkle
idź w diabły!
muzyku marny...
dyrygent
poszedł pić.
stresu nie szczędź
graj na nerwach
niczym na puzonie
draniu jeden!
złości smyczkiem
po strunach gniewu
przejedź
jak po szkle
idź w diabły!
muzyku marny...
dyrygent
poszedł pić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)