czwartek, 6 września 2018

Z dziennika... dziesiątka w skali...

Jak ja już dobrze rozumiem tych wszystkich, którzy przechodząc etap budowy, remontu, wykańczania swoich czterech kątów, marzyli o wystrzeleniu się w kosmos i EWENTUALNYM powrocie, jak wszystko będzie gotowe. I posprzątane, rzecz jasna.

Ja poproszę bilet do innej Galaktyki ;)

Droga do swojego wymarzonego, wymodlonego, upragnionego domu, to ...życie na "diabelskim młynie". Jednego dnia idzie nieźle, udaje się wybrać odpowiednie farby, pigmenty, wałki, teleskopy, emulsje. I radość w oczach - idziemy działać.
A tu doooooopaaaa.
Wałek spada z rączki teleskopu i zgadul zgadula DLACZEGO. Przecież to ten sam typ. Ta sama rączka. Tylko wałek nowy. Felerny jakiś. Felusiowaty. Wredny jak pieron. Taki gizd ślunski.
I maluje człek ścianę na 6 metra wysoką i tu nagle JEB! leci wałek na głowę. Pal licho farbę, która w ciapki-kropki-plamki upstrzy wszystko naokoło, bo to biała farba. Jak na złość wałek musi w czasie swojej trajektorii lotu, ciepnąć w ścianę. Świeżo wygładzoną, wycekolowaną...
Śmig, paca, nakładanie, schnięcie, szlifowanie...

Wałek poszedł won.
Wycieczka do sklepu po kolejny. Dwa nawet. Na razie żaden nie wyłamał się z szeregu, czy raczej rączki, jak poprzednik. Chyba nie chcą słuchać zaawansowanej łaciny ;) tudzież skończyć na wysypisku.

Inna historia.
Zamawiamy drzwi. Przyjeżdża Pan na pomiar. Bardzo uprzejmy, miły. Fachowiec. Serio! Żaden fuchowiec. I Małż mówi, że chcemy te, bo są "pikne i zgrabne", w sam raz się wkomponują w nasze wymarzone podłogi, kolorki etc...
A tu zonk. To se ne da. Bo te drzwi to akurat pasować w nasze otwory drzwiowe nie będą. Musimy otwory pozmieniać. Płyty podokręcać, pianki dodać, zamaskować... O-ja-cie-nie-mogę...
To czekamy na wycenę tych innych drzwi. Historia zatacza koło, jesteśmy na starcie, czyli nie mamy drzwi.

Łazienki...
Noooo tutaj to dopiero wesoło. Byliśmy wybraliśmy płytki. Wizualizacja - rewelacja. Pani się uczy, ale daje radę, uprzejma, sympatyczna, narzekać - byłoby grzechem! Życzę każdemu Klientowi tak dobrego podejścia.
Oczywiście promocja, że ja zakupimy za 1000zł tych płytek, to mamy 20% rabatu na wszystko pozostałe do wyposażenia łazienki (z wyjątkiem produktów w promocji, jasne).
No to decyzja, bierzemy wszystko z jednego miejsca, summa summarum po rabacie i licząc JEDEN transport wychodzi po prostu korzystnie. Wpłacamy zaliczkę. Pan kierownik sklepu obiecuje naliczyć rabat i wysłać nam zestawienie na maila. Wizualizację też.
I co?
Ano przychodzi i wizualizacja, i zestawienie. Bez rabatu.
Dopytujemy się mailowo/telefonicznie o rabat. I dowiadujemy się, że w sklepie KOMFORT łazienki zasady zmieniają się w trakcie gry, tzn gdy klient jest już zafakturowany, złapany, zamówiony, to się go informuje, że rabat nie przysługuje, bo płytki nie mogą być w promocji. Ale w ramach wyjątku dostaniemy 15%.
Wiecie co wkurza? Właśnie to, że się nie mówi wprost o warunkach promocji, tylko robi klienta w ślunskiego ciula. Klient podejmuje decyzję, zamawia w pip rzeczy do dwóch łazienek, całe wyposażenie. A potem dostaje takiego zonka! Wiadomo, że czas goni, zaczynać od początku poszukiwań się nie chce, ale wqrw jest! Klient złapany, klient zgolony.
Jestem zła, jak ochłonę, to sobie zadzwonię i porozmawiam :D

Kolejna przygoda...
Kuchnia. Pojechaliśmy do Elbląga. Do producenta.
Początek kiepski. Pani jeszcze nie miała gotowej wizualizacji. Okazało się też, że szafki będą niestandardowe, a na pomiarze zaznaczyliśmy, że mają być standardowe, bo ze względu na brak terminu montażu we wrześniu, zamontujemy je sami. Z pomocą znajomych.
Pani zareagowała pięknie - no to poprawiamy, co się da. A że nie da się wszystkiego zrobić standardem, to ja pozmieniam terminy i będziecie Państwo mieć kuchnię do końca września.
My z naszej strony zaproponowaliśmy nocleg dla ekipy, w razie gdyby skończyli bardzo późno, albo były potrzebne poprawki. Żeby nie jeździli do Elbląga i z powrotem bez sensu tracąc czas.
Problem?? No to szukamy rozwiązania problemu.
Summa summarum zakładany przekroczyliśmy budżet o 2 tysiące. Ale mamy pełną kuchnię z transportem, montażem, sprzętem AGD (lodówka side by side, piekarnik, płyta indukcyjna, zmywarka, okap), blatem i oświetleniem 7-punktowym.
Wracaliśmy mega zadowoleni.
Po montażu damy znać, jak wypada ocena końcowa ;)

To czego nie mogę przeskoczyć i mierzi mnie niezmiernie, to brak opieki dla Ali, żebym mogła też działać. Co cztery ręce, to nie dwie. A Małż z tym niesprawnym kolanem i tak robi za dużo. Martwię się, że w pewnym momencie przestanie w ogóle chodzić... :/
Opiekunka mi w ostatniej chwili zmieniła zdanie, w żłobku nie ma miejsc. I tak to wygląda.

Dzisiaj tak napisałam do Małża, jak ten Tevye ze Skrzypka na dachu.
Gdybym był bogaty... siabadaba daba du... wziąłbym se fachowców i wszystko w .... mioł.
Małż odpisał "I nigdy nie potrafił docenić tego, co mam".

Ma Małż rację.
Najważniejsi są ludzie. Nie kasa. Można kupić wiele. Prawie wszystko.
Ale nie prawdziwych Przyjaźni. Prawdziwych relacji.
A tego doświadczamy. I to dodaje nam skrzydeł.
Taki prosty telefon, słuchaj - co możemy Wam pomóc. Wpadnięcie na dwie trzy godziny by pomachać wałkiem po ścianach, by pojeździć za materiałami po marketach, by dostarczyć większym samochodem potrzebne rzeczy...
Taka lekcja, że są ludzie, którzy znajdują czas w najbardziej napiętym grafiku.
I śmieją się z nami, wychodzą upaćkani, jak my, i szczęśliwi, jak my :)

Jedziemy dalej!
Jakby co, kładzenie płytek przed nami.
:D


Brak komentarzy: