poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Z dziennika wykończenia (nerwowego) (9)

Prace przystopowały.
Post będzie lekko, a chwilami mocno gorzki.

Nie dajemy rady, chwilami, tego wszystkiego ogarniać.
Trójki dzieci, przywożenia, odwożenia, rocznego Malucha, opieki, pracy zawodowej, która mimo urlopu wkrada się bezwzględnie. Zmęczenia fizycznego, obciążenia psychicznego... Atmosfera chwilami siada bezwzględnie, byle pierdoła potrafi zadziałać niczym zapłon lontu. I wybuch gotowy.

Takiego poczucia, że "se ne da". Bo ZAWSZE coś wyskoczy.
A to się skończy farba z gruntem, a to kibel nie pasuje, a to projekt kuchni się opóźni, a to projekt i zamówienie do łazienek się opóźni o dni kilka...
A to śmo, a to tamto...
Taka wkurzająca bezsilność, bo pewnych rzeczy przyspieszyć NIE MOŻEMY. I trzeba czekać.
Pozmieniać kolejność działań, o ile się da... Albo uzbroić w CIERPLIWOŚĆ i poczekać (grrrrrr!!!).

Uprzątnęliśmy plac boju.
2,5 tonowy worek do odpadów remontowo-budowlanych stanął w ogrodzonej wiacie śmietnikowej.
Bardzo szybko zapełnił się po uszy. Bardzo szybko też "kreatywni" sąsiedzi dorzucili swoje odpadki... Żal.. normalnie żal... Takie małe polactwo. Żal zamówić worka (bo kosztuje 200 zeta!), to lepiej podrzucić na sąsiednią budowę, albo sąsiadom (naiwniacy), co zamówili i zapłacili...

Dom zaczyna przypominać ...DOM. Białe gładkie ściany, zagruntowane podłogi, zagruntowane farbą z gruntem ściany. Łazienki zagruntowane i gotowe na przyjęcie folii w płynie. I kładzenie płytek (też wybranych), trza tylko po nie pojechać. Teraz jest miejsce na składowanie tych wszystkich rzeczy.
Schody wyrównane młotem udarowym, czy jak to się zwie. Próbowałam, zrobiłam trzy stopnie. Łap i barków przez dłuższą chwilę nie czułam :D Grunt, że schody równe i stopnie dębowe trzymać się będą!

Nasz Fachowiec jutro wychodzi z budowy.
Reszta zostaje w naszych rękach.
A po prawdzie - na chwilę obecną w rękach Małża.

Jestem zmęczona.
Mimo to, otwieram tabelkę i zaczynam myśleć. Poszukam, napiszę kilka maili.
Może jakieś rozwiązanie się znajdzie.
Może.

Smutno mi...





Brak komentarzy: