wtorek, 14 sierpnia 2018

Z dziennika... (7)

Taaaa... wykończeniowego. Od wykończenia. Fizycznego najpewniej.
Oprócz ekipy hydrauliczno-montażowej działamy z Małżem po 8-10 godzin. Nie ma, że boli.
Babcia Helenka opiekuje się dzieciakami, a my działamy.
Małż w branży tynkarskiej, a ja malarskiej ;)
Mam za sobą gruntowanie WSZYSTKICH ścian i sufitów.
Drabinka góra, dół, przestawić, wejść, pomachać pędzlem, zejść, przestawić drabinkę, wejść, pomachać pędzlem, zejść itd itd. Sama nie wiem, co bardziej męczy: to przestawianie drabinki, włażenie/złażenie czy machanie pędzlem??? :D
Małż gładzi ściany. Ma podobny maraton z drabinką.
Ważna wiadomość - Malwa pomagała dzielnie w gruntowaniu ścian w łazience i przy schodach, aż do zasięgu swoich rączek. Przyznam, że podziwiam dziecko! Namachała się dzielnie i odwaliła sporo metrów kwadratowych. Poza tym z ciekawością obserwowała prace na rusztowaniu.
A potem pobiegła bawić się dziećmi na placu zabaw i wróciła szczęśliwa, że ma nowe koleżanki i kolegów :)

Wczoraj zaliczyłam zabawę z żyrafą. Serio - zoo pełną gębą. Nasz fachowiec nie mógł patrzeć, jak męczę się z ręcznym szlifowaniem gładzi na ścianach i pożyczył szlifierkę do ścian, czyli żyrafę.
Jaaaacieeee! ale to jest fajna zabawka :D
Ciężka, ale za to jak pięknie gładzi ściany! I zdecydowanie wolę machanie żyrafą, mimo dzisiejszych zakwasów ;) ściana wygładzona, niczym tafla lodu! Och, jakże dumna jestem z siebie :)

W sumie - wykończenie jest dobre - chudniemy oboje. Najlepsza dieta. Kilka godzin intensywnego ruchu i pracy fizycznej. Ubrania robią się jakieś takie luźniejsze, a i w rękach większa krzepa.
Małż się śmieje, że jeszcze trochę i strach będzie się bać ze mną zadrzeć :D
Oj tam, oj tam, aż tak źle nie będzie...

Co się zmieniło przez ten tydzień?
Ściany działowe podwójne, postawione, zamknięte w pokojach dzieci i garderobie, w łazience też, jedynie od strony schodów ściana wciąż otwarta. Wynika to jednak z tego, że hydraulikowi łatwiej manewrować teraz rurami, kolankami, wiertarką udarową by poprowadzić wodę/kanalizę. A ściany, podłoga i sufit rozryte niczym w kiepskim filmie o demolce ;)
Ale spoko, dwa worki betonu/cementu czekają.

Przerażająca jest ilość pyłu, gruzu, resztek tynku, ścinek płyt, wełny etc.
Przerażająca też świadomość ILE PRACY jeszcze przed nami.
Z drugiej strony, jak patrzę na zdjęcia przed i po tygodniu, widać ogromną różnicę. Więc pocieszam się, że damy radę!
Wciąż nierozwiązana zostaje kwestia płytek w łazience... Koncepcje są różne, odmienne i ...ciekawe, jak się ta historia skończy, gdy przyjdzie do wykańczania łazienki :)

Teraz czeka nas kilka dni kładzenia gładzi, szlifowania i gruntowania ścian po raz drugi.
Nuuuudyyyy ;)

Dom nabiera kształtów.


Brak komentarzy: