czwartek, 2 sierpnia 2018

Z dziennika przygotowań

Dzienniki budowy, dzienniki w szkole, dzienniki ustaw bla bla bla...
A ja mam swój dziennik przygotowań do akcji pt. NOWY DOM.

Co już jest zrobione?
Dogadany fachowiec od ścianek działowych i hydrauliki.
To gwóźdź programu wykończeniowego. Bez tego ciężko ruszyć z czymkolwiek innym.
Na antresoli trzeba wydzielić dwa pokoje i małą łazienkę dla dzieci. Żeby po nocy się nie włóczyły po schodach do łazienki głównej, bo to różnie bywa. O wywrotkę łatwo, gdy idzie się na wpół śpiąco.

Zakupione płyty gipsowo-kartonowe (razem sztuk 50), profile U i C (duuuużooo), wkręty do metalu liczone na tysiące, kołki montażowe, wełna wygłuszająca, taśmy wyciszające. Elementy hydrauliczne zostaną zakupione przez p.hydraulika.

Wybrane panele podłogowe do wszystkich pomieszczeń, w sumie ponad 60 m kwadratowych.
Czekają już w koszyku na kliknięcie i zapłatę ;)
Dzięki podpowiedzi Kolegi z Warszawy skorzystamy z promocji i zaoszczędzimy na tyle, że zamiast folii do podłóg pływających kupimy korek. Podobno "lepsiejszy" dla sąsiadów na dole - nie będzie tak słychać tupotu dziecięcych stóp(ek) mniejszych i tych większych.

Wybrana kuchnia.
Czeka na ostateczny dobór elementów i zatwierdzenie. I potem tylko ok.4 tygodnie czekania na dostawę. I tutaj zaskoczenie. Nie,  nie bierzemy kuchni ze sklepu na "I". Dlaczego?
Powodów jest kilka.
Primo - ograniczony budżet. Naprawdę bardzo skromny, jak na opowieści ludzi, którzy wykańczali mieszkania czy domy. I zamierzamy się w nim zmieścić, tworząc funkcjonalne i z klimatem pomieszczenia.
Secundo - w chwili obecnej kierując się doświadczeniem dorastania tych większych Smoków, wiem jaką destrukcję są w stanie dokonać ;) i gdyby kupić kuchnię za kilkanaście tysięcy byłoby żal, och żal! tych wszystkich "ups!", jakie dzieci są w stanie zafundować meblom i podłodze. A malutki Tuptuś Alusia ma te wszystkie "ups!" dopiero przed sobą ;) Te wszystkie wylane soki, rozmazane dżemy, porysowane kredkami fronty, potłuczone tłuczkiem do mięsa blaty ;)
Tertio - możliwość wymiany :) po prostu za kilka lat można zmienić na coś innego, jak się znudzi/zniszczy. Bez tego żalu w sercu, że qrka kosztowało to tyyyyyyleeeee... Jak sobie z Małżem obiecaliśmy, jak Kochane Potwory wyrosną (wszystkie), to sobie zrobimy old-schoolową kuchnię ;)
Quatro - znalazłam wykonawcę, który produkuje meble i ma dobre opinie, znam też użytkowników - więc... o czym tu jeszcze myśleć?

Płytki ceramiczne do łazienek i przedpokoju.
I tutaj utknęłam. Serio. Na amen. Jakaś amba fatima. Nie mam pojęcia! Jaki kolor, jakie kształty. Jest tyle fajnych projektów, że ciężko zdecydować się CO najbardziej się podoba. No, taki stan pt. osiołkowi dwa żłoby dano ;)
Skoro jeszcze trochę czasu jest, to pomyślę. Małż niech myśli :)

Schody.
Ooooo, tutaj to mogę się pochwalić.
Marzyły mi się schody dębowe. Och, bardzo... I dzwoniłam do kilkunastu polecanych stolarzy. Ceny latały od 9 do 27 tys. za 15 stopni schodów. Yyyyy... no dobrze. Popatrzałam na budżet, na kalkulacje, na rozpiskę, kombinowałam jak "kuń pod górkę" i niestety nie udało się dokonać radosnej, twórczej księgowości, więc odłożyłam temat. Małż rzucił hasło "to kładziemy płytki".
No dobra, jak "se ne da, to se ne da".
I przeszukując net trafiłam na składy drzewne. I to było bingo! Mają stopnie i podstopnie dębowe, które docinają do odpowiedniej długości. Konieczna jest wizyta u stolarza, który oszlifuje każdy element, ale to już mniejszy koszt niż to, co śpiewano za całe schody.
Jesteśmy umówieni z miłym Panem, który zerknie na wymierzone przez nas schody i dokładnie policzy ile wyjdą wszystkie elementy z tralkami i poręczą. Drewnianymi.
Jeśli uda mi się zmieścić w budżecie pochwalę się. Na pewno!

Drzwi do pomieszczeń.
Już obejrzane, wstępnie wybrane.

AGD.
Czarna magia :D Wszystko przed nami. Tutaj będzie gorąco! Walka będzie szła o każdą złotówkę, żeby budżet nie pękł, jak bańka mydlana ;) albo nadmuchana żaba ze Shreka.

Sanitariaty, oświetlenie, farby, kolory, dodatki etc...
To wyjdzie w praniu.

Dzieje się!

Brak komentarzy: