Czyli leje. Ciurkiem. Z przerwami.
Ale leje.
Młody Smok siedzi w piaskownicy pomiędzy kolejnymi oberwaniami chmury.
Młoda okupuje łóżko pożerając książki, słuchając muzyki, rysując i ogarniając galimatias na tablecie, jaki robi Najmłodsze Smoczę.
A to Najmłodsze?
Patrzy tęsknie przez okno. Na podwórko.
Ehhh, chętnie bym się wyrwała gdzieś ze Smokami.
Mankament takiego "wyrwania się" to wyrwa w kieszeni.
Wyrwa, na którą samotnie wychowując Smoki nie mogę sobie pozwolić :(
Ojciec-dzieciom mieszkając na drugim krańcu świata zaś wpadł na genialny pomysł, by wysłać Smoki do Dziadków, czyli Jego rodziców. Bo kiedyś, za jego czasów, tak sie jeździło.
O ile Młody Smok do szczęścia nie potrzebuje wiele (a dokładniej: MineCraft, World of Tanks i Galaxy Life) i wyjazd do Dziadków (z którymi ma sporadyczne kontakty - a po rozwodzie nawet bardziej niż sporadyczne), to po prostu zmiana laptopa/tabletu/komputera. No i może kuchni ;) Na Babciną.
Natomiast Młoda nie widzi sensu wyjazdu.
Dlaczego?
Bo o ile "za czasów Ojca-dzieciom" wyjeżdżało się do Dziadków NA WIEŚ, to dla niej taki wyjazd to wycieczka z miasta do miasta.
I o ile Ojciec-dzieciom miał do dyspozycji pola, lasy, wioskę dzieci, jeziora, rzeki, ciągniki rolnicze, obory, konie, krowy, stogi siana, o tyle Młoda miałaby do dyspozycji ryczące na full telewizory.
Włączone w każdym pokoju. Na różnych kanałach.
Ach, i jeszcze w imię dziwnie pojmowanego bezpieczeństwa, nie mogłaby pojechać sama na starówkę, czy nad jezioro... Czyli pozostałoby siedzenie w bloku na 10-tym piętrze.
Faktycznie, bardzo obiecujący wypoczynek.
Więc siedzą Smoki w domu.
A ja zastanawiam się, jak mogłabym wydłużyć dobę, by zarobić na wakacje.
Albo wytłumaczyć Ojcu-dzieciom, że fakt rozwodu nie zwalnia go z opieki/współutrzymania dzieci.
Bo tak jakoś wyszło?
Są takie dni, gdy brakuje mi moich Dziadków.
I takiej normalnej Rodziny...
:(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz