poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Znikanie

... na weekend, kilka dni z wirtualnej przestrzeni działa relaksująco ;)

I człowiek od razu ma lepszą ostrość widzenia rzeczywistości. 
I słońce lepiej świeci niż na plaży w Koko-mambo ze zdjęcia wrzuconego na fejsa przez znajmego znajomej znajomych ;)
I śniadanie smakuje lepiej, i czasu jest więcej, i nerwów mniej, i poczucia, że życie własne jakieś takie błahe, płaskie i nijakie.

Znikanie na jakiś czas to jak powrót z matrixa. 
Można się zanurzać w wirtualnym świecie baz danych, pracy, kontaktów, maili, dealów, twitów, newsów, powiadomień, warto czasami zrobić detoks i wynurzyć się z otchłani bitów/bajtów wirtualnego świata. 

Zaczerpnąć oddechu.
Zafundować sobie spacer (jakieś 12 km bagatelka ;) ), nacieszyć słońcem, posłuchać szumu fal, spotkać się ze znajomymi "w realu", wrzucić na ruszt karkóweczkę, popić dobrym winkiem, pośmiać się i potańczyć zorbę. Zaliczyć drzemkę w południe. Porozmawiać o "dupie Maryni".

Poczytać książkę, wysilić wyobraźnię.
Zbudować zamki na piasku. 
Zaspać w niedzielę ;) i wyspać się pierwszy raz od półtorej roku z okładem :)
Pomóc Dziecięciu wybrać korale. Duuuuuuuużo korali. 
Wdrapać się na drzewo.

Po prostu żyć. Tak zwyczajnie.
Bez fotoszopa i nadęcia, pt. porównajmy się/ja mam lepiej.

Codzienność też bywa piękna.


Brak komentarzy: