Rośnie we mnie gniew.
Pęcznieje. Wypełnia. Sprawia, że chce mi się wrzeszczeć. Krzyczeć. Tupać nogami.
Samotność jest trudna. Życie w pojedynkę - wyzwaniem.
Wewnętrzne rozdarcie między potrzebą miłości, a potrzebą spokoju i stabilności.
Relacje z drugim człowiekiem są, jak skakanie po polu minowym. Nigdy nie wiadomo, gdzie ukryta jest mina, która zrobi nam krzywdę. Mniejszą, lub większą. Ale i tak zaboli. Czasem jak dziabnięcie komara, a czasem jak zderzenie z TIRem.
Rośnie we mnie gniew, gdy widzę, jak potrzeba miłości sprawia, że zaciskam zęby i znoszę takie "dziabnięcia komara" - odzywki, niedotrzymywanie słowa, żarty którym bliżej do złośliwości, niż do głupoty, egoizm, stawianie swoich spraw wyżej niż wspólne plany... I to odwracanie kota ogonem, udawanie, że nic sie nie stało.
Albo, że jak zawsze, to "moja wina".
Rośnie we mnie gniew i jestem z niego zadowolona, bo to oznacza, że taka relacja nie jest zdrowa. Jest raczej destrukcyjna i z tej mąki chleba nie będzie.
Rośnie we mnie gniew, który chroni mnie przed rozczarowaniem, pułapką życia w niewoli.
Rośnie we mnie gniew - ochronna tarcza przed złudzeniami.
Samotność jest moją Przyjaciółką.
A gniew - Przyjacielem, który boleśnie pokazuje mi prawdziwe oblicze drugiego człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz