Bezmyślnie. Bez zastanowienia, czy jest szansa na realizację. Na odczepnego.
A dzieci pamiętają.
I rozczarowanie boli.
Czy była to obietnica wielkiego kalibru, czy taka malutka, maciupinka - nie ma znaczenia.
Rozczarowanie boli.
Słowa warto ważyć. Obietnice składać, gdy są REALNE.
Moje motto brzmi "choćby skały sra..., choćbym miała stracić - stanę na rzęsach, bo obiecałam!".
To duża odpowiedzialność.
Lekcja wychowania i przyszłość SMoków.
Od tego,jak bliscy traktują "danie słowa", zależy Ich podejście do obietnic, jak dorosną.
Owszem zdarza się, że nie uda mi się dotrzymać słowa/obietnicy w terminie.
Wyjaśniam wtedy otwarcie powód zwłoki, tudzież częściowej realizacji. Przepraszam, że nie udało mi się dotrzymać słowa. I nie zapominam, by dokończyć realizację, gdy mam już możliwości.
Ale nie wiem JAK WYTŁUMACZYĆ ludzi(a), którzy coś SMokom obiecują i potem.... lekko olewają temat. Jakby obietnicy nie było. Jakby nie było o czym mówić. Przecież to była "taka luźna propozycja", "Ty to na serio traktowałaś/eś?" "Oj, nie czepiaj się, innym razem" :/
No JAK?
Nie wiem... :(
Obietnice niczym spłoszone ptaki... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz